niedziela, 23 czerwca 2013

5, Pierwszy pocałunek.

Davida dłoń coraz bardziej zjeżdżała z talii i chciała zatrzymać się niżej, i niżej. Z jednej strony nie chciałam, aby do tego doszło, lecz jednak gdyby do tego doszło ... nie miałabym nic przeciwko. Przymrużyłam powieki i zatraciłam się we własnych myślach. Nagle z tego cudownego momentu wyrwał mnie głos, tak dobrze mi znany:
-Odbijany!- tak. Ten głos tak dobrze mi znany należał do Sancheza. Przecież dopiero siedział u góry ze swoją nową " zdobyczą". Villa odszedł zrezygnowany.
- Co Ty do cholery robisz?! Przecież mnie nienawidzisz. - spytałam Alexisa, gdy złapał moją jedną dłoń i objął w talii.
- Kto Ci coś takiego powiedział? 
- Ty dałeś mi to do zrozumienia.
- Ja?! No chyba coś Ci się pomyliło, koleżaneczko. Ile drinków dzisiaj wypiłaś?
- A co to ma do rzeczy?!- zapytałam oburzona, jak on może się pytać mnie o takie rzeczy.
- To, że pamieć może Ci platać figle, moja droga.
- Nic mi się nie plata. A tak wg to gdzie twoja nowa panienka?
- A ciul z nią. Nie wiem. Nie interesuje mnie to.- po tych słowach na mojej twarzy zrobił się wielki face palm. Przecież on nie odpuszcza żadnej. 
- Co Ty przeziębiłeś się?
- Nie. Dlaczego?
- Bo po raz pierwszy nie chcesz przeruchać jakiejś laski, która sama do Ciebie przyszła.
- Tyle tutaj lasek, a ja się będę za jakąś małolatą uganiał.- przez moment zrobiła się niezręczna cisza. Muzyka nadal grała, a DJ chyba nie zostanie moim przyjacielem. Dlaczego spytacie. A dlatego, że jak na złość puścił kolejną wolną piosenkę. Dziękuję Ci naprawdę..
- A tak wg to nie możemy zacząć naszej znajomości od nowa?
- CO?!- po tych słowach miałam: 1. zawał serca, 2. wytrzeszcz jak Ozil, 3. o mało co nie zadławiłam się własną śliną.- Ty na serio masz gorączkę.
- Nie mam. Już Ci mówiłem, że jestem zdrowy. Przestań już. Mówię serio. Chciałbym abyśmy zapomnieli o tym co było.
- No dobra. Zgadzam się.-chłopak podał mi dłoń, którą z przyjemnością uścisnęłam. Niestety ta bajka nie trwała długo, bo za chwileczkę zmienił go Valdes. Z klubu wyszliśmy o 3.30. To znaczy wyszedł Carles, Gerard, David i ja. Wsiedliśmy do metalicznego Audi Q5. Droga do domu trwała ok. 10 minut, lecz w połowie... urwał mi się film.
                                        **********
Leżała na moim ramieniu. Zapach jej włosów pieścił moje nozdrza. Była taka cudowna. W tej sukience wyglądała jak księżniczka. Chłopaki z przodu głośno rozmawiali:

- Eu jak Ci się podobało?- spytał wstawiony Gerard.
- Chłopaki cicho, bo zasnęła.- odpowiedziałem.
- Jak to zasnęła? - stanęliśmy na czerwonym świetle i chłopaki odwrócili się, aby sprawdzić czy mówię prawdę. 
- No faktycznie.- podjechaliśmy pod dom.
- David podwieźć Cię ?- spytał kapitan.
- Nie dzięki. Przejdę się.
- Nie wygłupiaj się!  Chodź! Przenocujesz u mnie.- zaproponował Geri. Wziąłem Euli na ręce i zaniosłem do pokoju. Położyłem ją na łóżku i zdjąłem buty,
- Dav to ja idę spać. Śpij gdzie chcesz. Nara.- pożegnałem się z właścicielem, po czym zamknąłem drzwi. Mogę spać gdzie chcę ? No to dobra. Wsunąłem się i leżałem koło niej. Długo nie mogłem zasnąć, lecz w końcu odpłynąłem. 
                                                *******
 Była 10 rano. Matko moja głowa. Pomału. Zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu. Chyba jestem u siebie, ale jak ja się tu znalazłam. Nie pamiętam żebym wchodziła po schodach. Odwróciłam twarz w stronę okna by sprawdzić czy znów świeci słońce, lecz zamiast nowego dnia na zewnątrz, zobaczyłam twarz mężczyzny. To był David. Nie! Tylko nie to !! To nie możliwe żebyśmy to zrobili ! Przecież ja .. Zajrzałam pod kołdrę. Matko. Kamień z serca. Miałam na sobie sukienkę. Przynajmniej takie pocieszenie. Po cichu odwróciłam się w stronę napastnika. Chciałam popatrzeć przez chwilę na niego. Chwilunia.... jest 10.? Przecież oni mają trening o 11 ! Masakra. Trzeba ich jakoś obudzić. Wyszłam cicho z pokoju i poleciałam do pokoju Geriego. Wparowałam tam z wielkim okrzykiem: Wstajemy !  Lecz zamiast niego zastałam tak Sancheza. 
- I czego się drzesz?! Środek nocy jest.
- No mogę się drzeć, bo jest to pokój Gerarda, a to że Ty tu śpisz to nie moja wina.
- Niestety. Wypił za dużo i pomylił pokoje jest u mnie.- wyszłam z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Weszłam do pokoju Chilijczyka, ale tam też go nie było. Zrezygnowana poszukiwaniami postanowiłam wrócić do pokoju i obudzić Hiszpana. Postanowiłam, że zrobię to mniej rygorystycznie niż pobudka Alexisa. 
Usiadłam na łóżku. Jedną ręką pogilgotałam go po bródce. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, gdy zrobił minę typu " odganiam muchę z twarzy". Otworzył oczy i popatrzył na mnie:
- Dzień dobry, jak się spało?-spytałam.
- Hej. Co to za żarty od rana?
- Jakie żarty? Po prostu chciałam Cię obudzić.- i znowu pogłaskałam go po zaroście. W sekundzie złapał mnie za ramiona i nagle znalazłam się po nim. 
- Przyjemnie?- zapytał ze słodkim uśmiechem.
- Bardzo.
- A teraz?- zaczął mnie łaskotać, gdzie popadnie, ale na nic.- Czemu się nie śmiejesz?
- No, bo ja nie mam łaskotek.
- Jak to nie masz?
- Normalnie.- uśmiechnęłam się do niego promienie. Po dwóch minutach patrzenia w siebie jak w obrazy Picassa, David zniżył się do mojej twarzy i poczułam jego ciepłe usta na moich. Pierwszy pocałunek, który tak właśnie sobie wyobrażałam. Było pięknie gdyby nie jeden minus..


_____________________________________________________________________________

HISZPANIA !!!!! Najlepsi ! <33
Awansowaliśmy i zagramy teraz z Włochami ! :D Czy wam coś się nasuwa na myśl? Bo mi tylko jedno. Powtóreczka EURO ! :D
Nie mam jeszcze zdjęć  z meczu, ale dodam w zamian te sprzed roku, z finału EURO 2012. :) 








Finał w skrócie :)

wtorek, 18 czerwca 2013

4. Impreza

Weszłam do pokoju. Było tak jak go zostawiłam ponad rok temu na finale Pucharu Hiszpanii, w którym to meczu Barcelona zmierzyła się z Realem. W ostatni dzień zaspałam i nie pościeliłam łóżka i zostało ono nadal takie samo. Pierwsze co zrobiłam to podeszłam do drzwi balkonowych i
otworzyłam je. Wyszłam na balkon, który nie był dużych rozmiarów, ale bez problemu mieścił się tutaj leżak, na którym można się poopalać. Z balkonu widok był ładny. Widać było różne budynki, w których mieszkali lub pracowali zwykli ludzie. Okolica była cicha, chociaż jest to centrum miasta. W dalszej odległości można było dostrzec parę "zakochańców", którzy trzymali się za ręce, całowali i najprawdopodobniej mówili sobie na ucho czułe słówka. TANDETA ! Nie wiem dlaczego tak do tego podchodziłam. W końcu miałam 19-ście lat to powinnam myśleć o ,mężu, dzieciach. NIGDY.  Postanowiłam wejść do pokoju, ponieważ za dużo myślałam. 
Rzuciłam na łóżko walizkę, z której zaczęłam wyjmować ubrania i wkładać do szafy. I to nurtujące pytanie każdej kobiety, gdy ma wyjść. " W co ja mam się ubrać ?!" Postanowiłam, że zastanowię się nad tym po powrocie z łazienki. Szybko porwałam kosmetyczkę i pobiegłam w stronę toalety. Była 18:15. Pomyślałam, że tak o 19:50 wystarczy jak wyjdę. Nalałam całą wannę wody, dolałam paru kropelek olejku lawendowego i leżałam relaksując się w wannie. Gdyby nie dobijające się osobniki co 4 minuty do moich drzwi byłoby jak w bajce. Piłkarze wali w drzwi tekstami: " Eu pośpiesz się. Siku mi się chce"- Gerard.  albo " Co Ty tam tyle robisz?! Utopiłaś się. Oby."- chyba nie muszę mówić kto był autorem tych słów. Wyszłam z wanny o 19, tak jak założyłam. Owinęłam się ręcznikiem i
przystąpiłam do suszenia włosów. Mam ich trochę, więc zeszło mnie z 20 min. Postanowiłam, że zepnę je w luźnego koka. Szybki lekki makijaż, który zawierał tylko tusz i błyszczyk. I gotowa! Tak jak przypuszczałam wyszłam z łazienki punktualnie. Dzięki Bogu nie było żadnego współlokatora na korytarzy, więc szybciutko przebiegłam do swojego pokoju. Poszłam zamknąć drzwi balkonowe, które zapomniałam wcześniej zamknąć. Skusiłam się wyjść na balkon w samym ręczniku, co nie było dobrym pomysłem. Stałabym dłużej gdyby nie telefon. Pobiegłam po niego, na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Carlesa:
- Witaj sąsiadeczko! - przywitał mnie rozpromieniony.
- Hej. Coś Ty taki szczęśliwy?
- Ponieważ nie co dzień ma się takie widoki z sypialni jak ja dzisiaj.
- Co? O co Ci chodzi?- zapytałam zdziwiona.
- Wyjdź na balkon.- zrobiłam jak powiedział.- Obróć się w prawo. - odwróciłam się. Zobaczyłam ucieszonego od ucha do ucha loczka.
- Dobrze wiedzieć, że jestem przez Ciebie podglądana.
- To Ty mnie gorszysz! Chodzisz w samym ręczniku, który w każdym momencie może spaść.
- Carles weź się lecz! Sorry, ale muszę kończyć, bo wychodzimy na imprezkę, a jak widzisz jestem jeszcze nie ubrana. 
- Jasne. Już nie przeszkadzam. - rozłączył się i pomachał mi, odmachałam i za chwilę zniknęłam z jego pola widzenia.
No to wyjęłam z szafy zwykłą małą czarną, czarne szpile, kamelową skórę i tego samego koloru kopertówkę. O 20.25 wyszłam z pokoju i poszłam do salonu. Trochę dziwnie się czułam na obcasach, bo dawno nie chodziłam. Lubiłam szpilki, ale i tak trampki były bez porównania. Schodząc po schodach słyszałam dźwięki dobiegające z głównego pokoju.  Weszłam do pokoju i zaczęło się ...
- No, no. Jaką ja mam piękną przyjaciółkę. - powiedział Gerard.
- Bez przesady.-odpowiedziałam.
- Powinnaś częściej zakładać sukienki.
- Ta jasne. Marzenie ściętej głowy.- koło telewizora stał zegar, który wskazywał 20.30. - Czemu jeszcze nie idziemy?
- Czekamy na Carlesa. No i pojedziemy.
- No ok.
- A i jeszcze jedno. Nie przeszkodzi Ci jak zahaczymy o Davida?
- No coś Ty!- ktoś zapukał.
- Idź otwórz.- zwrócił się do mnie wielkolud.
- Ta...- poszłam i już miałam otworzyć drzwi, gdy ktoś wpadl jak oparzony do domu. Tak. To był Loczek. Jego puszyste loki latały we wszystkie strony. Zamknęłam drzwi i poszłam za nim. Stałam w drzwiach i przysłuchiwałam się jak obaj przyjaciele rozmawiają bardzo szybko w swoim ojczystym języku. Ja też porozumiewałam się z nimi za pomocą j, hiszpańskiego, ale nie aż z taką prędkością światła. Dopiero 
teraz zauważyłam, że są identycznie ubrani. Telepatia czy się umówili? Mieli takie same podkoszulki w kolorze ecru, ciemne jeansy i jedną różnicą były trampki. Geri miał w kolorze podkoszulka, a Carles czerwone.
- O czym tak dyskutujecie?-wtrąciłam się.
- A, bo Real dzisiaj grał i wygrali i mają tylko 5 punktów straty do nas.- odpowiedział Puyol.
- No proszę was! Oni was nigdy nie pokonają! Z takim kapitanem i obrońcom!?- objęłam ich rękoma.- Jak wy możecie wg myśleć, że oni mogą was pokonać?!
- Wiesz mają Ronaldo.
- Carles. Ronaldo sam nie pokona: Villi, Puyola, Pique, Valdesa, Messiego, Xaviego, Alvesa, Iniesty, Pedro, Alby, Bartry i całej reszty! Myślcie trochę!
- No racja.
- Nie dramatyzujcie tylko chodźcie na tą imprezę, bo coś mnie dzisiaj nosi.- poszłam do drzwi.
- Kasiu jak Ty cudownie wyglądasz. Chociaż w ręczniku było Ci lepiej.
- W jakim ręczniku? Czy ja o czymś nie wiem ? - spytał Gerard.
- No, bo on mnie podglądał!- pokazałam palcem na Puyola jak mała dziewczyna w przedszkolu.
- Gdzie ją podglądałeś?!
- Sama wyszła w samym ręczniku na balkon,
- Ty zboku !- krzyknął Pique.- Wybaczam Ci.
- Ta . Dzięki. - weszliśmy do auta.- A ten twój drugi przyjaciel to też z nami jedzie?
- Sanchez?- pokiwałam głową na znak, że o niego mi chodzi.
- Alexis już na pewno ma imprezę, ale u jakiejś laski w łóżku.- powiedział Geri.
-Aha..
Pojechaliśmy po Davida. Cały czas  próbowałam chodź trochę wyciągnąć od nich,gdzie to będzie i kto ma się zjawić. Cały czas powtarzali to samo. "Niespodzianka" albo " dowiesz się jak będziemy na miejscu". 
- A on będzie z żoną?- zapytałam piłkarzy, gdy byliśmy pod domem  Davida.
- Na pewno nie. Ostatnio wg coś ze sobą nie wychodzą.- Carles chciał coś jeszcze powiedzieć, ale drzwi samochodu właśnie otworzył Villa.
- Witamy!- zawołali chłopacy.
-Siema.- odpowiedział.- Hej piękna.- pocałował mnie w policzek.- No, no. Jak pięknie wygląda moja największa fanka!
- Weźcie przestańcie z tymi komplementami, bo się zaraz spalę jak burak.
- Ale Ty naprawdę cudownie wyglądasz!- powiedział napastnik.
- No dokładnie.- poparli go piłkarze. Matko wszyscy Hiszpanie to tacy komplemantarze (czy jak to tam się nazywa). Nie powiem David też wyglądał bardzo atrakcyjnie. Szare rurki, biały podkoszulek z dekoltem w serek i czarne trampki. Wyglądał bosko!
Po pięciu minutach byliśmy pod klubem. David wyleciał jak z procy z auta. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale po chwili się skapnęłam.
-Proszę podać dłoń moja księżniczko.
-David nie wygłupiaj się.- podałam mu jednak rękę i trzymając się weszliśmy do środka. No faktycznie może dziwnie to wyglądało, ale nie przejmowałam się tym. 
- Chodź za mną.- porwał mnie Villa. Szliśmy po schodach prowadzących na piętro.
- Hola Eulalia! - wszyscy piłkarze równo się ze mną  przywitali.
- Hej ! Żaden nie przyjdzie się już przytulić? Nie widzieliśmy się ponad rok. Trochę się stęskniłam. -Pierwszy podleciał Xavi, a potem to już po kolei.- Oj chłopaki, przez całe życie nie dostałam tylu buziaków!
- Eu drinka?- zapytał Xavi.
- No jasne! Co to za pytanie ?! Chyba retoryczne !- usiadłam pomiędzy Villą, a Pedro.- Dzięki Xaviuś.
- Xaviuś? Możesz mówić mi tak częściej.- rozmarzył się na co wszyscy wybuchli śmiechem.
Po wypiciu drinka David szturchnął mnie lekko w ramię i zapytał:
- Zatańczymy?
- No jasne! - zostawiłam kurtkę i torebkę pod opieką Pedro i poszliśmy na parkiet. Tańczyła nam się rewelacyjnie. Tak jakbyśmy byli ulepieni z tej samej gliny. Lubiłam tańczyć, a z nim taniec to była sama przyjemność. Po czterech przetańczonych piosenkach poprosiłam go abyśmy poszli się czegoś napić. Zamówiliśmy po drinku. Atmosfera była na serio fajna. Chociaż byli trochę nietrzeźwi to zachowywali się normalnie. Jak na mężczyzn przystało. Po otrzymaniu zamówienia zdążyłam jedynie upić łyk napoju, gdy do tańca porwał mnie Pedro. Również tańczyło mi się z nim dobrze, lecz po dwóch piosenkach nadszedł czas na odbijanego, i miejsce napastnika zajął najstarszy obrońca, i tak po kolei. O 1:30, gdy udało mi się cudem wybłagać żeby nie tańczyć z Gerardem wróciłam do stolika. Niestety za karę musiałam jutro tzn. już dziś ugotować obiad, ale to nic. Ściągnęłam buty. Wypiłam całego drinka i David złapał mnie za rękę i porwał na parkiet. Nie się wtedy nie liczyło. Tylko ja, on i muzyka, przy której kołysaliśmy swoje ciała. 
                                         ********
Siedziałem z chłopakami popijając kolejnego drinka. Oczywiście jakaś nastolatka przyplątała się do mnie, a ja po prostu nie potrafiłem odmówić żadnej kobiecie. Przecież jutro mamy mecz, więc muszę się jakoś zrelaksować. Patrzyłem na parkiet. Matko jak ona cudownie wyglądała. Ta kiecka, podkreślała każdy walor jej figury. Po południu miałem ochotę ją zabić. A teraz?  A teraz mam erotyczne myśli na jej temat. Co za debil ze mnie. Ogarnij się Alexis ! Przecież jeden taniec to nic złego. Postanowiłem, że pójdę i z nią zatańczę. W końcu bez ryzyka nie ma zabawy.
_____________________________________________________
 Ten rozdział jest na serio beznadziejny, więc nie zdziwię się jeśli znajdą się pod nim hejty :D. Postaram się jak najszybciej dodać drugą część imprezy ! :D
A ! Najważniejsze! Chciałabym wam serdecznie podziękować za przekroczenie 1000 odwiedzin ! 
Dziękuję !! ;*** 

wtorek, 11 czerwca 2013

3. Bezczelny przyjaciel.

Na kanapie siedział mężczyzna o kruczoczarnych włosach. Bez zastanowienia podniosłam parasolkę jak kij bejsbolowy i już miałam zamachnąć się, lecz ktoś złapał narzędzie i mi zabrał.
- Co Ty chciałaś zrobić ?- spytał zszokowany przyjaciel. Nagle facet, który siedział do nas tyłem odwrócił się i zmierzyłam go wzrokiem. Miał niesamowicie brązowe oczy, a na twarzy wyglądał bardzo młodo, "przecież ja go znam."- pomyślałam. Chłopak wstał. Jego podkoszulek, który miał na sobie opinał go na mięśniach brzucha i ramion, co wskazywało, że jest bardzo wysportowany. Krótkie spodenki ukazywały jego idealne łydki. "Ja Cię znam."- po raz kolejny przeszło mi przez myśl. Po kilku sekundowym zastanowieniu stwierdziłam, że to musi być on. On. Nowy nabytek FCB. Nie taki nowy, ale jeden z nowych. Przede mną stał właśnie - Alexis Sanchez. 
- Co ona chciała zrobić?- spytał zaskoczony napastnik.
- No właśnie?- stali i patrzyli na mnie jak na idiotkę. No tak. Mogło to trochę dziwnie wyglądać, ale bez przesady! Ludzie ! Nikogo nie zabiłam !! Jeszcze ...
- Nie patrzcie tak na mnie ! Przecież nic nie zrobiłam !
-Mało brakowała, a byś zrobiła ! Co to miało być?!- odszukiwał odpowiedzi mój przyjaciel.
- Myślałam, że to złodzieje ! Dlaczego mi nie powiedziałeś, że z nim mieszkasz? - pokazałam palcem na Sancheza.
- Zapomniałem. Myślałem, że to będzie nie istotne.
- A tak w ogóle to to jest ten Alex Sanchiz ? Czy jakoś tak?- specjalnie przekręciłam imię i nazwisko żeby się jeszcze bardziej wkurzył.
- Alexis Sanchez, jak już coś.- wtrącił się.
- Bez różnicy.-odpowiedziałam, obojętnie nawet na niego nie patrząc.
-Jak mogłaś pomyśleć, że ja jestem złodziejem ?- spytał.- Czy ja wyglądam na włamywacza?
-Hymm.. - udawałam, że się zastanawiam.- Tak i to bardzo. 
- Jesteś bezczelna!- aż mnie wcięło jak to usłyszałam. 
- Przepraszam. Że co?!
- To co słyszałaś. Gerard nie ma mowy żebym wytrzymał z nią pod jednym dachem przez parę miesięcy!
- Ty ze mną? A co ja mam powiedzieć? Narcyz zasrany. Myśli, że wszystkie rozumy pozjadał, a tak naprawdę to swojego nawet nie ma. Ile on będzie tutaj mieszkał ?- zwróciłam się do przyjaciela.
- Najprawdopodobniej parę miesięcy dopóki czegoś nie znajdzie.
- To nie może szukać szybciej ?! A kim on tak wg dla Ciebie jest?
- Przyjacielem. - odpowiedział Alexis.
- Nie pytałam się Ciebie! Więc kim?
- Przyjacielem od mundialu w RPA.  - powiedział Pique. 
- Możecie nie mówić o mnie w trzeciej osobie?! Ja tu nadal jestem ! - powiedział czarnowłosy.
- No właśnie czuć, bo coś zajeżdżą. - podeszłam do niego, aby go powąchać. Matko jakie miał genialne perfumy! Eu! Nie możesz! Słyszysz nie możesz ! Musisz skłamać. - Czy Ty kiedykolwiek korzystałeś z prysznica?
- Gerard trzymaj mnie, bo zaraz jej coś zrobię!
- Co uderzysz mnie? - zaśmiałam się mu w twarz.- Tylko na tyle Cię stać? Chociaż mogłoby być ciekawie. Już widzę te nagłówki na pierwszych stronach gazet: "Sanchez pobił dziewczynę".
- Przeginasz gówniaro. - powiedział chilijczyk, który przybliżył się do mnie na bardzo nie bezpieczną odległość. Dzieliło nas zaledwie parę centymetrów.
- Tylko na tyle Cię stać?- popatrzyłam mu głęboko w oczy.
- Dobra, dość! Koniec przedstawienia!  Nie mam zamiaru was rozdzielać! - wszedł pomiędzy nas, nasz wspólny przyjaciel.
- Tak masz rację. Głupszemu się ustępuje.- odpowiedziałam.
- Zrobiłeś obiad?- zapytał Gerard.
- Tak , jest w kuchni. Powinien być jeszcze ciepły.
- Ok. Chodź Eu powinnaś coś zjeść.- wziął mnie za rękę i pociągnął do kuchni. 
- Ta..- nie miałam dużego wyboru, bo piłkarze byli szybsi i wcześniej sobie nałożyli . Mi dostały się same resztki. Usiadłam koło Gerarda. 
-Czy wy nie możecie "poznać"się jeszcze raz? Wiecie o co mi chodzi.- popatrzyliśmy się na siebie i wybuchliśmy głośnym śmiechem.
- Gerard, niestety to i tak by nic nie zmieniło, bo i tak go nienawidzę. 
No właśnie, Ja jej też.
Mógłbyś przynajmniej się nie powtarzać. - nie odpowiedział. Przez chwilę siedzieliśmy w zupełnej ciszy. Nagle Pique z pustym talerzem wstał od stołu.
- Radziłbym wam się powoli zbierać, bo o 20:30 wychodzimy.
- Co? Dokąd?
- Na imprezę przywitalną.
- Ale ja jestem taka zmęczona. Nie możemy tego przełożyć na kiedy indziej?
- Nie możemy. Chłopaki od dwóch tygodni biegali i wszystko przygotowywali. 
- Aha. No to ok.
- J was zostawię tutaj samych, bo muszę zadzwonić do Sahak. Błagam was tylko się nie pozabijajcie.
- Ehe.. - tylko tyle zdążyłam odpowiedzieć, bo Gerard zniknął mi od razu z pola widzenia. 
Zrobiła się nie zręczna cisza, lecz nie miałam zamiaru jej przerywać. Wstałam od stołu i poszłam w stronę schodów. No tak. Moja walizka stała przed schodami.  prowadzącymi do mojego pokoju. No zajebiście ! Walizka, która waży ponad 30 kg + schodowy Mount Everest. Chwyciłam bagaż za rączkę i ruszyłam. Na piątym schodzie myślałam, że się wykończę. I po co ja brałam ty;le ciuchów?! Mówiłam sama do siebie w głowie. Chciałam poprosić kogoś o pomoc, ale Gerard rozmawiał i nie chciałam mu przeszkadzać. Jest jeszcze Sanchez , ale tym bardziej go nie poproszę. Kiedyś sobie z tym poradzę. Muszę. Nagle nie wiem skąd wyrósł koło mnie Alexis. Bez pytania wziął moją walizkę i zaniósł pod same drzwi:
-Dzięki- tylko tyle z siebie wydukałam.
-Spoko. Polecam się na przyszłość.- odpowiedział i zniknął w swoim pokoju. 
__________________________________________________

I jest 3 :D. No nie jest to zbytnio fajny rozdział, no ale cóż. 
Liczę jak zawsze na szczere komentarze.

piątek, 7 czerwca 2013

2. "Dla Ciebie nawet w ogień byśmy skoczyli."

Czekaliśmy razem na nasze bagaże. Było niezręcznie cicho i postanowiłam, że to ja pierwsza zacznę rozmowę:
- Ktoś po Ciebie przyjeżdża?
-Tak, tata. Powinien już czekać.
Popatrzyłam na zegarek była 16.30. No tak samolot się opóźnił. Pewnie Gerard się wkurzy. -No wreszcie!- zawołałam w duchu.
-Moja walizka jest, a twoja?
-A moja ..- patrzył na taśmę z bagażami- właśnie przyjechała.- uśmiechnął się. Zabrał ją i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Wyszliśmy na główny hol. Szukałam Gerarda.
- Gdzie on jest?!- spytałam sama siebie.
- O mój tata!- powiedział Błażej, który w tym samym momencie pomachał do ojca.- To jak spotkamy się jeszcze?
- No jasne! - odpowiedziałam, chłopak pocałował mnie w policzek i poszedł w stronę swojego rodzica. On już znalazł swojego opiekuna, a ja nadal szukałam. 
Postanowiłam, że pójdę w stronę wejścia/wyjścia głównego, wyjdę przed budynek i do niego zadzwonię. Idąc rozglądałam się, bo wiedziałam, że to niemożliwe żeby Gerard mnie wystawił. Zawsze miał dla mnie czas, po każdym meczu dzwonił i rozmawialiśmy, chociaż wiedziałam, że jest padnięty. Nagle z boku na jednym z krzeseł zauważyłam mężczyznę, który był ubrany w krótkie spodenki z logiem Barcy, czarne adidasy i czarny t-shirt. Na głowie miał czapkę z daszkiem oraz okulary przeciwsłoneczne:
-Gerard?- zapytałam niepewnie. 
-Lala !- podskoczył jak oparzony z siedzenia i wziął mnie na  ręce.
-Weź mnie głupku postaw! Ludzie patrzą!
- Niech patrzą!- po chwili jednak mnie postawił. 
-Przepraszam, że musiałeś tyle czekać, ale samolot się opóźnił.
-Nie ma sprawy.- w momencie, gdy wychodziliśmy z budynku powiedział.- Mam dla Ciebie niespodziankę! Nawet dwie.
-Jakie?
-Zobaczysz jak dojdziemy do auta.
- Gdzie go masz?
-A 72.- idąc  do auta zapytał się.- Jak minął lot?
-Wspaniale! Poznałam świetnego chłopaka.- zrobiłam lekki zaciesz.
- Uuu!!- na podsumowanie tych słów zrobił charakterystyczną minę.- Szykuje się romans.
- Nic się nie szykuje !-odpowiedziałam lekko wkurzona.
-Taaa...- odpowiedział.
-Jakim jesteś autem?
- Audi Q5.
-Niech zgadnę. Nowe cacko o kolorze czarnym?
- Ha! Nie! Akurat w kolorze metalicznym!
-Ale mi różnica!
-Kolosalna!- w oddali zauważyłam jak jakiś czarno włosy chłopak opiera się o auto. Ubrany w takie same spodenki jak Geri, łososiowy podkoszulek, trampki oraz okulary przeciwsłoneczne. Podeszłam bliżej i wreszcie go poznałam:
-David!- zawołałam i pobiegłam prosto do niego. Tak to on. David Villa- mój idol. Poznaliśmy się na meczu rok temu, oczywiście dzięki Pique. Wskoczyłam chłopakowi ( bardziej pasuje mężczyźnie :D ) w ramiona. Strasznie go lubiłam. Nie tylko dlatego, że był moim idolem, ale dlatego, że był NORMALNY! Jak cała zgraja Barcy. Pocałował mnie w policzek i postawił na ziemię:
-Hola Piękna!
- Hola Przystojniaku!
- Wow. - zrobił wytrzeszcz typu Özil.- Normalnie nikt nigdy tak się do mnie nie zwrócił. 
- Ta.. bo uwierzę.- i zaczęłam się śmiać.
- No i to jest ta twoja niespodzianka, a druga siedzi w samochodzie.- nagle od strony kierowcy wysiadł:
-Carles!- pobiegłam się przytulić.
-Hej mała!
- Wcale nie jestem mała!- oburzyłam się.
- Tak, tak. Sorka.
- Dzięki tobie przyzwyczaiłam się już.
 - Dobra wsiadajmy, bo Eulalia jest pewnie głodna.- zarządził Gerard.
- I to jak wilk.- przytaknęłam mu. Oczywiście to było normalne, że najmłodszy piłkarz usiadł z przodu z kapitanem, a ja z Davidem musieliśmy iść na tylne siedzenia. W żadnym stopniu mi to nie przeszkadzało:
- Możesz chcesz usiąść z przodu?- zapytał Pique.
- Nie dzięki. Przynajmniej będę miała pretekst żeby na zakrętach przytulać się do Davida.
- No to mamy problem, nawet dwa.- powiedział starszy obrońca.
- Jakie?
- Pierwsze: on ma żonę, drugie: tu nie ma zakrętów.
- Bardzo śmieszne. To szkoda. - zrobiłam smutną minkę i od raz przytuliłam się bez pytania do napastnika.- Siedzę lub nawet bardziej leże na moim mistrzu, chyba zaraz zemdleje.- zrobiłam sobie wachlarz z rąk.
- Matko. Dzięki Ci, że Lala przyjechała przynajmniej będzie do mnie fajnymi zdrobnieniami mówić.
- To jak Patricia do Ciebie się zwraca? - chłopaki z przodu zaczęli się śmiać i głos zabrał Pique:
- David daj kasę albo David daj kartę!- piłkarze na przednich siedzeniach tak zaczęli się śmiać, że myślałam, że zaraz się zapowietrzą:
- Bardzo śmieszne!- odpowiedział Villa.
- To nie jest śmieszne tylko prawdziwe kochany.
- Przepraszam David nie chciałam Cię urazić. Nic nie wiedziałam.- zaczęłam się tłumaczyć.
- Nic się przecież nie stało. - odpowiedział i uśmiechnął się. 
Nie  wiedziałam o co chodzi chłopakom z tą żoną. Przez jakieś 5 minut nikt się nie odzywał, ale w końcu Carles przemówił, gdy usłyszał dziwny dźwięk w aucie:
- Co to?- zapytał.
- Spoko nic takiego. Musisz tylko obrócić się po drodze na stację, bo zapomniałem zatankować.- odpowiedział właściciel pojazdu, czyli Geri.
- OK. - po trzech minutach staliśmy już w kolejce na stacji.- Chcecie coś?
- Carles kup pepsi i 4 batony takie jakie lubicie.- wyjęłam z torebki 20 euro i mu podałam. 
- OK. Dajesz forsę na paliwo.- walnął Gerarda w głowę.
- Kierowca tankuje.- odciął się.
- Zatłukę Cię kiedyś.- odwrócił się i wszedł do budynku. 
- A jak tam na treningu?- zapytałam, aby przerwać ciszę.
- No spoko. Nie zły wycisk dostaliśmy. Godzinę siłowni, osiemnaście kółeczek wokół Camp Nou i na deser pół godzinki gry.- odpowiedział snajper.
- No nieźle. I wy jeszcze przyjechaliście po mnie na lotnisko? Gdzie wam się chciało?
- Dla Ciebie nawet w ogień byśmy skoczyli.- speszona nie wiedziałam co odpowiedzieć dobrze, że przyszedł Loczek. Podał mi produkty, a ja następnie przydzieliłam każdemu po jednym Snikersie.
- Dzięki- odpowiedzieli równocześnie przyjaciele siedzący z przodu. Następnie dałam też Davidowi.
- Dzięki jesteś kochana.
- Nie przesadzaj.- odpowiedziałam. Chłopaki już oblizywali papierki.
- Wy już zjedliście?! - zapytałam będąc w lekkim szoku.
- A na co mieliśmy czekać?- zapytał Geri.
- Może chcecie jeszcze jednego?
- Jasne!- odpowiedzieli chórem. I teraz to dopiero zaczął się cyrk. Gerard zaczął dzielić batona na równe części. 
-Masz.
- Przecież  twoja połówka jest większa!-krzyczał oburzony Puyol.
- Bo jestem większy!
- A ja jestem starszy!
- A Ty kierujesz moim samochodem!
I dzięki Bogu zamilkli. Po 3 minutach byliśmy pod domem .  
- To ja już pójdę.- powiedział Villa. Pocałował mnie w policzek, a chłopakom podał dłoń.
- Pa Mistrzu ! - krzyknęłam za nim na pożegnanie, a on się odwrócił i z uśmiechem na twarzy mi odmachał.
- Ja też już lecę do siebie. Narka!- pożegnał się Puyol.
- Lili tutaj masz kluczę idź otwórz, a ja wezmę tylko walizkę.- jak kazał zrobić tak zrobiłam. Włożyłam klucz do zamka, ale nie chciał się przekręcić. Postanowiłam go wyjąć i chwycić za klamkę. Drzwi były otwarte. Nie wiedziałam o co chodzi. Przecież Gerard zawsze zamyka drzwi na klucz jak gdzieś wychodzi i w dodatku zawsze sprawdza czy zamknął. Wślizgnęłam się po cichu do środka, zostawiając uchylone wejściowe drzwi. Poruszałam się jak policjant, który chce napaść na jakiegoś mordercę. Chyba za dużo W11 się naoglądałam. Nagle doszły mnie dziwne dźwięki, tak jakby ktoś oglądał telewizor?  Włamywacze oglądający telewizję? Bez zastanowienia chwyciłam za parasolkę, która wisiała na wieszaku. Na palcach szłam przez schody zbliżając się coraz bardziej do konfrontacji z obcymi osobami. Rozejrzałam się dokładnie w kuchni nikogo nie było, więc postanowiłam pójść w stronę salonu. Nagle stanęłam jak wryta w progu prowadzącym do pokoju głównego. Na kanapie siedział ...

_________________________________________________________________________________

I jest 2 :). Ciekawe czy uda wam się zgadnąć kto siedzi na tej kanapie. 
Czekam na szczere opinie i komentarze.  
:)














sobota, 1 czerwca 2013

1. Żegnaj Polska. Witaj Hiszpanio !

O 7.00 musiałam wstać żeby na 10.00 być na lotnisku. Od samego poranka wszyscy byli bardzo zdenerwowani ( jakby to oni wyjeżdżali, a nie ja). Niby miałam lekką tremę, ale to tylko dlatego, że nigdy nie lubiłam latać sama. Na spokojnie odbyłam poranną toaletę, ubrałam się i o 8.15 siedziałam przy stole, zajadając się płatkami.
- O 8.30 masz być młoda gotowa!-powiedział brat, który zabrał właśnie moją walizkę.- Cholera! Coś Ty tam  tyle naładowała?!
-Ubrania.- odpowiedziałam z lekko ironicznym uśmieszkiem.- Szczerze to jestem gotowa.- Odeszłam od stołu, wzięłam jeszcze gumy do żucia, ucałowałam mamę i po raz tysięczny obiecałam jej, że będę na siebie uważać. Mama jak zawsze przy pożegnaniach popłakała się troszeczkę.
- Nie płacz mamuś, bo się rozmażesz ! A ten tusz był drogi !
- Jedźcie już, bo się spóźnicie.- i po tych słowach opuściliśmy dom.
Po godzinie byliśmy na miejscu. Na lotnisku było pełno ludzi, ale jak zdążyłam się przysłuchać to 3/4 z nich leciała do Londynu. Na poczekalni cały czas rozmawiałam z bratem, który dawał mi rady. Nagle usłyszeliśmy głos młodej kobiety:
- Uwaga ! Proszę o uwagę ! Bardzo przepraszamy wszystkich pasażerów lotu Kraków- Barcelona. Samolot wystartuje z 30-sto minutowym opóźnieniem.- powiedziała, po czym powtórzyła to samo, lecz w języku angielskim.
- To jedź do domu i tak zaraz będę miała odprawę.- powiedziałam do Michała.
- Nie młoda. Zaczekam z Tobą, będzie Ci raźniej.- odpowiedział, po czym podszedł do mnie i mocno przytulił. Usiedliśmy na ławce. Chociaż w budynku była klima, nic to nie dawało. Był straszny upał. Po kilku minutach stanął przed nami młody chłopak. Wysoki, dobrze zbudowany.
-  Przepraszam czy mogę się dosiąść ?- zapytał nieśmiało.
- Tak, jasne. Siadaj. - odpowiedziałam.- Matko ile można czekać ?!- spytałam sama siebie wkurzona.
- Lecisz do Barcelony?- zapytał.
- Tak, a Ty?
-  Tak się składa, że też.- powiedział i uśmiechnął się szeroko.
- Lala to ja już pójdę i tak zaraz będziesz spadać.- wtrącił się brat
- No jasne. Leć.
-Tylko pamiętaj. Powiedz mamie, że siedziałem z Tobą do końca! I, że Cie nawet do samolotu wprowadziłem!
-O nic się nie martw!- po czym przytuliliśmy się mocno, i odszedł. A ja zostałam.
-Tak rozmawiamy, a ja się nawet nie przedstawiłem. Błażej.- podaj mi dłoń, którą uścisnęłam
- Eulalia, miło mi.
-Do kogo lecisz?- zapytał.
Zaśmiałam się.- Do Gerarda Pique.
- Do tego Gerarda?! Piłkarza reprezentacji Hiszpanii i FC Barcelona?!- jego mina wyglądała tak . ---> 
- Tego samego. To mój bardzo dobry przyjaciel.
-A skąd wy się znacie?
- Z supermarketu.- zaczęłam się śmiać.- Poznaliśmy się przy stoisku z owocami, w tym samym dniu, kiedy Shakira miała koncert w Polsce.
- Ale jaja jak berety !
- Wiem, że możesz mi nie wierzyć, ale na lotnisku w Barcelonie będzie na mnie czekać Geri, więc się sam przekonasz. A Ty? Do kogo lecisz?
-Do ojca.
-Mieszka w Hiszpanii?
- Tak. Moi rodzice się rozwiedli. Ja zostałem razem z rodzeństwem i mamą tutaj, a tata wyprowadził się do Barcelony, gdzie jest jedna z kilku siedzib jego firmy.
-Aha.. Przykro mi, że się rozstali. Nie powinnam była pytać, przepraszam.
- Nic się nie stało.- po tym zrobiło się nie zręcznie cicho, lecz ( Bogu dzięki) ta sama kobieta co przedtem powiedziała:
-Wszyscy pasażerowie, którzy lecą do Barcelony proszeni są do miejsca odpraw.
- To co idziemy?- zapytał Błażej. 
Wzięłam swoją walizkę i torebkę i ruszyliśmy w stronę wyznaczonego miejsca. Po 10 minutach stałam już gotowa, do przejścia przez "pinkające" drzwi. Błażej stał za mną, więc nie nudziło mi się, ponieważ cały czas gadaliśmy. To o szkole,  o studiach, o piłce nożnej, itd. Za bramkami czekałam na mojego towarzysza, który dołączył do mnie po paru sekundach:
-Pierwszy lot?-spytał.
- Nie, no coś Ty. Latałam już, a Ty?
- Tak samo. - do wylotu zostało jakieś pół godziny. 
Po chwili mój rówieśnik zaczął jakiś temat i cały czas gadaliśmy. Było przyjemnie, fajnie się nam rozmawiało, gdy znowu ta sama miła pani kazała nam pójść w stronę płyty lotniska. Na schodach samolotu, stanęłam i powiedziałam:
-Żegnaj Polsko. Witaj Hiszpanio !- weszliśmy do samolotu i zaczęliśmy szukać swoich miejsc.
- Nie wiem czy to przeznaczenie czy tylko zrządzenie losu.- powiedział  Błażej i zajął miejsce obok mnie.- Będziesz musiała się ze mną męczyć cały lot. 
- Jakoś wytrzymam.- puściłam do niego oczko i zaczęliśmy rozmawiać. Gadaliśmy o wszystkim. O przeszłości, o teraźniejszości i przyszłości.
-A, że się tak z buta spytam to Ty masz chłopaka?
- Ja, że tak z buta odpowiem to nie mam. A Ty? To znaczy czy masz dziewczynę. - po mojej wypowiedzi zaczęliśmy się tak głośno śmiać, że stewardessa do nas podeszła i upomniała.
- Nie, nie mam dziewczyny i chłopaka też nie, jeżeli zmylił Cię mnie wygląd.
No tak. Bardzo ładny, delikatny chłopak. Ze starannie dopracowaną fryzurą i idealnie dopasowanymi   ciuchami mógłby zmylić nie jedną osobę, ale mi nawet przez myśl nie przeszło, że on mógłby być ten tego..
Po 20 minutach strzeliłam focha na niego, ponieważ powiedział, że chociaż nie wiem co nie może uwierzyć, że lecę do Gerarda. Do tego Gerarda Pique. Wyjęłam, więc ostatnią część mojej ukochanej sagi "Szeptem", "Finale" i zaczęłam czytać. Błażej lekko się wkurzył, wyrwał mi książkę z rąk i zaczął coś po niej pisać.
- Co Ty robisz?! To jest MOJA ulubiona książka!
-To dobrze, bo w takim razie często ją otwierasz.- mówił pisząc dalej.
- I?
-I będzie Ci ona o mnie przypominać.

- Jak?

-Co trzecią stronę masz napisany mój nr telefonu.
-Chyba oszalałeś!- byłam na niego okropnie zła. Miałam ochotę go po prostu zabić.
-Poczekaj jeszcze nie skończyłem.- oddał mi książkę po 5-ciu minutach i pocałował w policzek. Zmuszałam się. Mimo tego, że zniszczył mi książkę, podniósł ciśnienie, uśmiechnęłam się.
- O już wiem jak mam Cię rozweselać!
- Bardzo śmieszne.
-Czy podać państwu coś do picia?- zapytała stewardessa, która nagle stanęła obok nas, która wyglądała tak.
- Ja poproszę sok pomarańczowy.- powiedział chłopak. - A Ty coś chcesz?
- Wodę nie gazowaną..- podała nam zamówienia i odeszła.
-Jakby czasem Ci sie nudziło to zadzwoń. Wyjdziemy gdzieś razem.
-Jasne. Masz może jakąś kartkę ?- podał mi swój notes i długopis, którym pisał po MOJEJ książce. Napisałam mu oszczędniej swój nr telefonu.- Ty też zadzwoń. 
-Dzięki. Na pewno skorzystam.
-Podchodzimy do lądowania. Bardzo prosimy wszystkich o zapięcie pasów. Dziękuję.-powiedziała jedna ze stewardess.
I po kwadransie byliśmy już na ziemi. Wychodząc z samolotu o mało co się nie zabiłam, schodząc po schodach prowadzących na płytę lotniska. Dobrze, że akurat Błażej szedł przede mną to wpadłam na niego:
-Lala wszystko w porządku?
- Tak potknęłam sie tylko. -  gdy szliśmy do budynku chłopak śmiał się ze mnie jaka ze mnie niezdara.- Tak! Śmiej się ze mnie ! 
- No dobra już przestaje.- spoważniał.
Od razu po wejściu do budynku poszliśmy w stronę odprawy, a potem po bagaże. Duża granatowa walizka, duża granatowa walizka. Powtarzałam sobie ciągle żeby tylko nie zapomnieć..

________________________________________________________________________________

No to jest jedynka. Czekam na opinie i komentarze. :)