- A wy nie macie tu innej szatni ?- spytałam, widząc że chłopaki prowadzą mnie do swojej szatni.
- NO jest dla gości, ale jest zamknięta.- odpowiedział Villa.- Po co Ci inna szatnia?
- No chyba z wami pod prysznic nie pójdę.
- A no.. A czemu nie ?- chłopaki zaczęli się śmiać.- Szkoda.
- Tak.. Bardzo śmieszne. No to nic wezmę prysznic w domu.
- Jak chcesz.- odpowiedział Geri, i weszliśmy do szatni.
- Jesteśmy pierwsi?- zapytałam.
- No coś Ty. Poczekaj chwilę.- skomentował David.- Cześć chłopaki ! - wydarł się na całe gardło.
- Hee..eej !- powiedział Valdes, który wystawił głowę przez drzwi z łazienki.
- Cześć.- przywitaliśmy się.
- Co wy tam robicie?- spytał widząc, że za nim wyłania się twarz: Leo, Fabsa, Xaviego i Pedro.
- No .. yyy.. My właśnie.- nadal jąkał się Victor, a chłopaki nie mogli powstrzymać śmiechu.
- Oglądają coś.- odpowiedział el Guaje za nich, a chłopaki lekko się speszyli i zaczęli patrzeć w podłogę.
- Aha.- zaczęłam się śmiać, bo tylko tak mogłam to skomentować.
Po dziesięciu minutach byliśmy gotowi tzn. ja i David, i postanowiliśmy pójść w stronę murawy. Rzecz jasna moją torbę treningową zostawiłam u niego w szafce. Szliśmy tunelem, który prowadzi na boisko, było ciemno i tylko w oddali wpadały do środka promienia słońca. David nagle pociągnął mnie za rękę i przywarł do ściany. Tętno w sekundzie mi podskoczyło i zaczęłam nie równo oddychać. Po chwili poczułam jak jego usta bez problemu odnalazły drogę do moich. Te pocałunki były takie delikatne, ale bardzo dobrze wiedzieliśmy co robimy. Po kilku minutach ktoś nam przerwał przez głośne udawanie kaszlu. Oderwaliśmy się od siebie i w ciemności dostrzegliśmy sylwetkę Xaviego.
- Xavi ?- zapytał nie pewnie Villa.
- Xavi, Xavi, a kto inny?- odpowiedział.- Chciałem was tylko uprzedzić, że chłopaki zaraz pójdą, więc sami wiecie..
- Tak, dzięki.- postanowiliśmy już pójść na boisko i jakieś trzy minuty po nas zaczęli wchodzić inni piłkarze. Przywitałam się z innymi sportowcami i trenerami. Zapytałam ich czy mogę dzisiaj uczestniczyć w treningu, na co się zgodzili.
-No tona początek dwanaście kółeczek !- zawołał Tito.- Bez taryfy ulgowych dla Eulalii, sama powiedziałaś, że chcesz spalić kalorie!- uśmiechnął się.
- No dobrze. - i zaczęliśmy wspólny bieg.
Podzieliliśmy się na grupki. Pierwsza grupa to byli młodzi: Tello, Afellay, Thiago, wraz z Muniesą, Pedro, Danim, Busim, a drugą grupkę: ja, Geri, Carles, Cesc, Alexis (niestety),Xavi, Valdes, Villa, Messi, a trzecia ostatnia, to pozostali. Biegaliśmy w ciszy żeby szybko się nie zmęczyć. Po siedmiu kółeczkach chłopaki zaczęli po woli opadać z sił, ale tak samo jak ja, nie poddawali się. Biegłam na równi z "mózgiem" Barcy.
- Gdzie Ty wyrobiłaś sobie taką kondycję?- spytał.
- Musiałam jakoś schudnąć.- uśmiechnęłam się do niego.
- Baby i to odchudzanie.- westchnął.- Eu muszę Ci coś powiedzieć, to jest bardzo ważne.
- Mam się bać?
- Niekoniecznie, ale musisz to przemyśleć.
- No dobra, to mów o co chodzi.
- Eulalio.. - pauza.- Zauważyłem dwie rzeczy. To znaczy chciałbym Ci powiedzieć dwie rzeczy. Po pierwsze. Ty i David to na poważnie?
- Nie no coś Ty. To był po prostu jeden niewinny pocałunek.
- No dobra. Jezu nie wiem jak Ci to powiedzieć.
- Najlepiej prosto z mostu.
- Ja dzielę z Davidem szatnię, kumplujemy się. Znam go na tyle dobrze, żeby wiedzieć kiedy coś się dzieje w jego życiu. Teraz w jego małżeństwie nie jest za dobrze, pojawiłaś się Ty i wszystko się zmieniło.
- Poczekaj czy Ty chcesz mi powiedzieć, że on się we mnie ?
- No tak.- wmurowało mnie w ziemie. Całkowicie.
- Ale przecież to niemożliwe !-biłam się z własnymi myślami, jak mogło do tego dojść?- Przecież my się tylko przyjaźnimy.
- Widocznie on twierdzi inaczej.
- Ale ja przecież..- nie mogłam dokończyć, bo Xavi wszedł mi w słowo.
- Czujesz coś do niego?
- Do kogo? Do Davida?- przytaknął kiwnięciem głowy.- No.. To znaczy. Kocham go, ale kocham go jak przyjaciela, idola, ale nie jak faceta..
- Musisz Eu mu o tym powiedzieć.
- Tak. Masz rację.- pauza.- Ale miałeś jeszcze jedną wiadomość.
- NO tak. Zauważyłem, że masz też drugiego adoratora, ale do niego odwzajemniasz uczucie.
- Co? O czym Ty mówisz?- zapytałam zdziwiona.
- Alexis.
- Co Alexis?
- Bujasz się w nim.
- Nie prawda!
- Prawda!
- Nie!!
- Tak !!
- Może mi się podoba, ale..
- Ale nie wiesz czy on coś do Ciebie czuje?
- NO tak.
- O to się nie martw. W końcu też dzielę z nim szatnię.- zaczęłam się śmiać.- To co, wyznasz mu to co czujesz?
- No nie wiem.. Boję się.
-Czego?
- No tego, że mnie wyśmieje.
- Coś Ty oszalała ?! On nie jest chłopakiem z gimnazjum, ale jest facetem, który ma już jeden poważny związek na swoim koncie.
- Ale ja nie jestem pewna czy naprawdę coś do niego czuję, i czy on do mnie.
- Eulalia do cholery ! Mówię Ci, że pn coś do Ciebie czuje, to widać !
- Ale on mnie nienawidzi! Cały czas się kłócimy!
- Od nienawiści do miłości, mały krok.- skomentował Xavi.
- Filozof się znalazł.- nareszcie skończyliśmy biec. Razem z vice kapitanem Barcy upadliśmy na murawę.
- Dzięki za rozmowę, pomogła.- powiedziałam.
- Polecam się na przyszłość.- puścił do mnie oczko.
Nagle nade mną wyrósł cień, który przysłonił mi słońce.
- Kto odważył się wyłączyć słońce?- spytałam i otworzyłam oczy, i ukazała mi się sylwetka chłopaka, w którym ( jak sądzi Hernandez) zakochałam się.
- Przepraszam, że Ci zasłoniłem. Myślałem, że chcesz wody.
- O tak! Wody !- podał mi pół litrową butelkę, którą opróżniłam.
- Masz spust.- skomentował Sanchez.
- Pić mi się chciało, to normalne.
- No ale jedną butelkę na raz?
- Masz z tym jakiś problem ?!- stanęłam na przeciwko niego. Na szczęście Bozia obdarzyła mnie wzrostem i dlatego mogłam bez problemu patrzeć mu prosto w oczy. Niesamowicie czarne, hipnotyzujące, od których nie można było oderwać wzroku.
- Ej ! Spokój! Tylko bez rękoczynów!- wszedł między nas Xavi.
- Pedałów nie biję.- odpowiedziałam.
- Kogo ?!- krzyknął napastnik, a vice kapitan Barcy patrzył na mnie wielkimi oczyma.
- Pedałów. Mam przeliterować ?
- Weźcie ją stąd, bo jej coś zrobię!
- Pobijesz mnie ? hah. już widzę te nagłówki w gazetach. "Alexis Sanchez pobił dziewczynę" albo " Nowy nabytek Barcy, damskim bokserem".
Wyrwał się z uścisku Hernandeza i szedł prosto na mnie. Był wściekły. Bałam się teraz na serio, że mi przywali. Juz się prawie skuliłam, lecz zaraz przede mną zawrócił i poszedł do szatni. Byłam w szoku. Jak ja mogłam mu coś takiego powiedzieć ?! Boże ! Jaka ja jestem głupia ! Nagle do oczu łzy same mi napłynęły i zaczęły ściekać po policzkach. Xavier nie czekając, podszedł do mnie i przytulił. Wypłakałam się w jego ramię.
- Czemu ja mu coś takiego powiedziałam ?!- pytałam się go.- Dlaczego ja jestem taka głupia ?!
- Eulalia, przestań. To nie twoja wina.- i nagle wokół nas zebrali się piłkarze. Dzięki Bogu, David przebił się do nas i wyciągnął mnie do szatni. Nie chciałam tam iść, bo w końcu tam był Alexis. Przynajmniej tak mi się wydawało. Gdy weszliśmy, wbrew pozorom, nie było go tam.
- Powiesz mi w końcu co się stało?0 pytał cały czas el Guaje.
- Nic. Naprawdę.
- To czemu płaczesz?
- Nie płaczę, tylko wpadło mi coś do oka.- skłamałam.
- Ta, jasne. Co jak co, ale kłamać nie potrafisz.
- Idź lepiej na boisko, ja zaraz przyjdę.
- Idziesz ze mną.- pociągnął mnie za rękę i po kilku minutach byliśmy z powrotem. Zobaczyłam go. Stał obok V.V i o czymś dyskutowali. Gdy tylko mnie zauważył, odwróciłam wzrok.
- David, gdzieś Ty był?- usłyszałam za nami głos trenera.
- Przepraszam to moja wina, po prostu nie wiedziałam, gdzie jest toaleta.- usprawiedliwiłam jego nieobecność.
- No dobra. teraz do roboty!- Tito klasnął charakterystycznie w dłonie, a Villa pobiegł do Xaviego, Carlesa i Gerarda.
Ja natomiast zostałam przy trenerze. Piłkarze robili parę ćwiczeń rozciągających, a potem podzieli się na dwie drużyny i grali mecz. Na koniec podał wyjściową jedenastkę i rezerwę. Tym razem Alexis załapał się na pierwszy skład. Przed 13-stą wyszliśmy ze stadionu. Chłopcy byli czyści i pachnący, lecz ja niestety nie. Bo przecież nie będę się myła z ponad dwudziestoma piłkarzami! NEVER!
*~*~*~*~*
I jest kolejny. :)
Rozdział dedykuję Ewi dzięki, której dodałam ten rozdział, bo tak to nie wiem, kiedy by się pojawił ! :)
Dzięki kochana <3
Tu eres el remedio para mi condición
niedziela, 13 października 2013
sobota, 21 września 2013
12. Rączka.
Dzień minął bardzo przyjemnie. Chłopaki zrobili szybko obiad, który tak samo szybko zniknął z ich talerzy. Cały wieczór spędziłam przed TV i komputerem, ale już o 22 położyłam się do łóżka, bo o 7:30 musiałam wstać.
*~*~*~*~*
Wstałam punktualnie, gdy budzik zaczął dzwonić. Wyłączyłam go i poszłam do łazienki, gdzie odbyłam poranną toaletę i ubrałam się. Przed ósmą, zeszłam do kuchni by zrobić śniadanie. Dużego wyboru to nie
miałam. Postanowiłam zrobić jajecznicę. W czasie, gdy wrzucałam jajka na patelnię usłyszałam kroki i po chwili zauważyłam Gerarda:
- Cześć kochana. Wyspałaś się ?- zapytał całując mnie w czubek głowy.
- Tak, i to bardzo dobrze mi się spało, a Tobie?
- Również.- nalał sobie kawy do filiżanki i usiadł przy stole.
- Głodny ? Zrobiłam jajecznicę.
- Jak wilk.- podałam mu talerz z posiłkiem i sama usiadłam obok. Zaczęliśmy sobie rozmawiać, gdy nagle do kuchni wpadł uśmiechnięty od ucha do ucha Alexis.
- Dzień dobry współlokatorzy.- przywitał się.
- Co mu? - skomentowałam jego dziwne zachowanie, a obrońca tak jak i ja nie wiedząc o co chodzi napastnikowi wzruszył ramionami.
- Umm. Pyszności. - zachwalał jedzenie Sanchez.- A tak w ogóle.- zaczął mówić z pełną buzią.- Nie widzieliście moich różowych bokserek od Calvina Kleina? Wszędzie ich szukam i nie ma.
- Y noo.. - zaczął niepewnie Geri, który myślałam, że zaraz odleci.
- Chodzi Cię o całe mocno różowe bokserki z szarą gumką, na której napisane było Calvin Klein?- spytałam z kamienną twarzą, ale w środku cała skakałam ze śmiechu.
- No tak.- odpowiedział zaskoczony, że tak dobrze znam jego bieliznę.
- Widziałam. Jakaś laska je kupiła.- uśmiechnęłam się do niego.
- Co zrobiła?!- momentalnie zacisnął pięść ze złości i zauważyłam jak ze złości na czole pojawia mu się żyła.
- No kupiła. Tak samo jak twój podkoszulek granatowy z treningu, a jej koleżanki kupiły tk samo po majtkach i podkoszulku.
- Eulalio. Nie mówisz poważnie?
- Poważnie. Ja zawsze jestem poważna.- chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
- A dobrze przynajmniej na tym zarobiłaś ?
- I to jak ! 1800 ojro ! I to za parę szmat ! Nie rozumiem tych głupich lasek , które to kupiły, no ale przynajmniej mogę iść na zakupy.- wyszłam z kuchni, lecz usłyszałam jak piłkarz powiedział do mojego przyjaciela:
- Zabiję ! Po prostu ją kiedyś zatłukę.
- Taa. Jasne.- skomentowałam w myślach.
Poszłam do siebie po moją torbę treningową. Usłyszałam dzwonek do drzwi, a za chwilę głos Carlesa. Po chwili zeszłam na dół i przywitałam się z kapitanem. Zauważyłam, że David podjechał właśnie pod dom,
wybiegłam z mieszkania i rzuciłam się na napastnika, który otwierał właśnie bagażnik.
- Hee...ej!- odpowiedział bardzo zaskoczony moim przywitaniem.
- Cześć David.- pocałowałam go w policzek, a ten postawił mnie na ziemi.
- Jak będę miał zawsze takie przywitania to będę po was zawsze przyjeżdżał.- zażartował el Guaje.
- Nam to pasuje.- odpowiedział Loczek.
- Chłopaaki.- zaczęłam mówić bardzo uwodzicielskim głosem.- Mogę sobie usiąść z przodu ? Prooooszę!- zrobiłam oczka kota ze Shreka.
- No dobra.- odpowiedział Geri. Wsiedliśmy do auta.
- Z takim pilotem mógłbym jechać nawet na koniec świata.- powiedział i uśmiechnął się do mnie Villa.
- A ja z takim kierowcą na koniec świata, w ten i z powrotem.
- Ej no to powiem wam coś.- zaczął nie pewnie Geri.
- Co ? W ciąży jesteś?- zapytałam.
- Nie. Co ?! - zaczęliśmy się śmiać.- Chodzi o to, że Shak gra koncert w Lizbonie, a my mamy wolne no i chciałbym do niej jechać na weekend.
- No to jedź.- odpowiedziałam.
- Ale chodzi o to, że zostaniecie sami w domu, a boje się, że się pozabijacie.
- Czy ja Ci wyglądam na morderce piłkarzy?- popatrzyłam na niego z pod tzw. "byka".
- Przecież my się nią zajmiemy. Nic się nie bój. Lala będzie pod dobrymi rękami.- skomentował Villa.
- Właśnie miałem was o to prosić abyście się nią zaopiekowali.
- Będzie tatuś David i dziadziuś Carles.- odpowiedziałam.
- Czemu ja mam być dziadkiem ?- zaprotestował kapitan.
- Bo jesteś ode mnie starszy.- wystawił mu język El Guaje.
*~*~*~*~*
Wstałam punktualnie, gdy budzik zaczął dzwonić. Wyłączyłam go i poszłam do łazienki, gdzie odbyłam poranną toaletę i ubrałam się. Przed ósmą, zeszłam do kuchni by zrobić śniadanie. Dużego wyboru to nie
miałam. Postanowiłam zrobić jajecznicę. W czasie, gdy wrzucałam jajka na patelnię usłyszałam kroki i po chwili zauważyłam Gerarda:
- Cześć kochana. Wyspałaś się ?- zapytał całując mnie w czubek głowy.
- Tak, i to bardzo dobrze mi się spało, a Tobie?
- Również.- nalał sobie kawy do filiżanki i usiadł przy stole.
- Głodny ? Zrobiłam jajecznicę.
- Jak wilk.- podałam mu talerz z posiłkiem i sama usiadłam obok. Zaczęliśmy sobie rozmawiać, gdy nagle do kuchni wpadł uśmiechnięty od ucha do ucha Alexis.
- Dzień dobry współlokatorzy.- przywitał się.
- Co mu? - skomentowałam jego dziwne zachowanie, a obrońca tak jak i ja nie wiedząc o co chodzi napastnikowi wzruszył ramionami.
- Umm. Pyszności. - zachwalał jedzenie Sanchez.- A tak w ogóle.- zaczął mówić z pełną buzią.- Nie widzieliście moich różowych bokserek od Calvina Kleina? Wszędzie ich szukam i nie ma.
- Y noo.. - zaczął niepewnie Geri, który myślałam, że zaraz odleci.
- Chodzi Cię o całe mocno różowe bokserki z szarą gumką, na której napisane było Calvin Klein?- spytałam z kamienną twarzą, ale w środku cała skakałam ze śmiechu.
- No tak.- odpowiedział zaskoczony, że tak dobrze znam jego bieliznę.
- Widziałam. Jakaś laska je kupiła.- uśmiechnęłam się do niego.
- Co zrobiła?!- momentalnie zacisnął pięść ze złości i zauważyłam jak ze złości na czole pojawia mu się żyła.
- No kupiła. Tak samo jak twój podkoszulek granatowy z treningu, a jej koleżanki kupiły tk samo po majtkach i podkoszulku.
- Eulalio. Nie mówisz poważnie?
- Poważnie. Ja zawsze jestem poważna.- chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
- A dobrze przynajmniej na tym zarobiłaś ?
- I to jak ! 1800 ojro ! I to za parę szmat ! Nie rozumiem tych głupich lasek , które to kupiły, no ale przynajmniej mogę iść na zakupy.- wyszłam z kuchni, lecz usłyszałam jak piłkarz powiedział do mojego przyjaciela:
- Zabiję ! Po prostu ją kiedyś zatłukę.
- Taa. Jasne.- skomentowałam w myślach.
Poszłam do siebie po moją torbę treningową. Usłyszałam dzwonek do drzwi, a za chwilę głos Carlesa. Po chwili zeszłam na dół i przywitałam się z kapitanem. Zauważyłam, że David podjechał właśnie pod dom,
wybiegłam z mieszkania i rzuciłam się na napastnika, który otwierał właśnie bagażnik.
- Hee...ej!- odpowiedział bardzo zaskoczony moim przywitaniem.
- Cześć David.- pocałowałam go w policzek, a ten postawił mnie na ziemi.
- Jak będę miał zawsze takie przywitania to będę po was zawsze przyjeżdżał.- zażartował el Guaje.
- Nam to pasuje.- odpowiedział Loczek.
- Chłopaaki.- zaczęłam mówić bardzo uwodzicielskim głosem.- Mogę sobie usiąść z przodu ? Prooooszę!- zrobiłam oczka kota ze Shreka.
- No dobra.- odpowiedział Geri. Wsiedliśmy do auta.
- Z takim pilotem mógłbym jechać nawet na koniec świata.- powiedział i uśmiechnął się do mnie Villa.
- A ja z takim kierowcą na koniec świata, w ten i z powrotem.
- Ej no to powiem wam coś.- zaczął nie pewnie Geri.
- Co ? W ciąży jesteś?- zapytałam.
- Nie. Co ?! - zaczęliśmy się śmiać.- Chodzi o to, że Shak gra koncert w Lizbonie, a my mamy wolne no i chciałbym do niej jechać na weekend.
- No to jedź.- odpowiedziałam.
- Ale chodzi o to, że zostaniecie sami w domu, a boje się, że się pozabijacie.
- Czy ja Ci wyglądam na morderce piłkarzy?- popatrzyłam na niego z pod tzw. "byka".
- Przecież my się nią zajmiemy. Nic się nie bój. Lala będzie pod dobrymi rękami.- skomentował Villa.
- Właśnie miałem was o to prosić abyście się nią zaopiekowali.
- Będzie tatuś David i dziadziuś Carles.- odpowiedziałam.
- Czemu ja mam być dziadkiem ?- zaprotestował kapitan.
- Bo jesteś ode mnie starszy.- wystawił mu język El Guaje.
- No dobra.- odpowiedział zrezygnowany.
Po tej wymianie zdań, nagle nie wiem dlaczego moja ręka powędrowała na kark Davida.
- Yyy.. czy wy... no wiecie. Coś ten tego ?- zapytał lekko speszony sytuacją Geri.
- My?- popatrzyliśmy po sobie.- No coś Ty.- zaczęliśmy się śmiać.
- Przeszkadza Ci moja ręka?- zapytałam kierowcy.
- No coś Ty.
- To dobrze.
Po pięciu minutach po pokazaniu swoich identyfikatorów zaparkowaliśmy na parkingu podziemnym na stadionie i ruszyliśmy w stronę szatni.
*~*~*~*~*
No to proszę bardzo rozdział !
Do dupy, krótki i jeszcze raz do dupy..
No niestety szkoła się zaczęła i będę miała mniej czasu na wpisy, ale postaram się, aby następny rozdział dodać jak najszybciej ! OBIECUJĘ !
czwartek, 29 sierpnia 2013
11. Lepiej zostańmy przyjaciółmi.
Szybko przejrzałam listę kontaktów w telefonie ...I JEST !
Błażej.
Przycisnęłam zieloną słuchawkę i wyszłam na balkon. Po dwóch sygnałkach odebrał:
- Halo?- spytał.
- Hej Błażej. To ja Eulalia.
- Cześć Euli ! CO tam u Ciebie?
- U mnie w porządku. A u Ciebie?- zaczęliśmy rozmawiać.
Chyba godzina minęła jak się rozłączyliśmy, lecz ustaliliśmy jedno, że jutro o 13 jesteśmy umówieni przed wejściem do parku Guell.
Byłam zmęczona tym dzisiejszym dniem i już o 21:30 zasnęłam.
*~*~*~*~*
Poranek w Barcelonie był niesamowity.
Co dzień budząc się za oknem świeciło słońce. Aż chciało się żyć ! Dzisiaj czekał mnie ciężki dzień. Spotkanie z Błażejem.
Wstałam z łóżka, ubrałam shorty i top tak by móc zejść do kuchni, i zaparzyć kawę. Nie wiedziałam czy piłkarze jeszcze śpią, ale wolałam dmuchać na zimne. Przy stole w kuchni siedział Geri, który równocześnie jadł tosty, pił czarną ciecz i czytał gazetę.
- Cześć przyjacielu.- pocałowałam go w policzek.
- Hej. Już wstałaś?
- Już?- popatrzyłam na zegar.- Jest 9.
- No właśnie. - zaczęliśmy się śmiać.
- Co tam czytasz?- spytałam nalewając sobie kawy.
- Artykuł o tym jak rozgromiliśmy Malagę.
- Aha.
- Chcesz tosta?
- Chętnie.- wstał od stołu, a ja sięgnęłam po prasę. Przewracałam strony, aż moją uwagę przykuło zdjęcie pewnej kobiety.- Znam ją.- oznajmiłam pokazując zdjęcie Gerardowi.
- No znasz. To jest narzeczona Ikera, Sara.
- A fakt. Ona jest w ciąży?
- Podobno tak.
- No właśnie, bo tak wygląda.- przyglądałam się kobiecie jeszcze chwile, ale obrońca przyniósł posiłek.
- Proszę.
- Dziękuję.- ugryzłam kawałek.- Pyszności !
- To się cieszę.- zjadłam wszystko i akurat wtedy dołączył do nas Alexis.
- Co dzisiaj masz w planach?- zapytał piłkarz z nr 3.
- Umówiłam sie z ..- zawiesiłam głos, gdy zauważyłam dziwny wzrok Geriego.
- Z kim?!
- Z Błażejem. Z tym z samolotu.
- A no to dobra. My mamy trening o 13-tej i dłużej nas zejdzie.
- A jutro macie trening?
- Tak od 9-tej.- wtrącił Alexis, który usiadł obok mnie.
- Nie Ciebie się pytałam.- wstałam od stołu.- A tak w ogóle to nie brakuje Ci czegoś z garderoby ?- były piłkarz Udinese popatrzył się na mnie, a Gerard o mało co nie zakrztusił się wodą. Nie czekając na odpowiedź poszłam się powoli zbierać, ponieważ z tego co zdążyłam sprawdzić ten park jest pół godziny od domu. Weszłam do łazienki była równa 10-ta.
*~*~*~*~*
Dwie godziny później wyszłam z pomieszczenia ubrana. Włosy związałam w koka. Wleciałam do pokoju szukając jeszcze karmelowej torebki.
- Jest!- krzyknęłam zadowolona. Po drodze wrzuciłam do niej portfel, telefon i błyszczyk. Zeszłam na dół, ponieważ stamtąd dobiegały krzyki chłopaków.
- No to ja idę.- powiedziałam. Tak jak myślałam w salonie na sofie siedzieli moi przyjaciele i jeden ten, którego nie trawiłam. Na jednym z foteli siedział właśnie Alexis, na łóżku po kolei David, Carles i Geri. - O hej chłopaki.- podeszłam do nich i pocałowałam ich w policzki. Stanęłam przed telewizorem tak, że zasłaniałam im cały ekran.- Jak wyglądam?
- Cudownie. Tylko już się przesuń.- powiedział Gerard,a ja tupnęłam nogą i zrobiłam minę typu foch.
- To się nazywają przyjaciele. Pff. - wywróciłam oczami i wyszłam.
*~*~*~*~*
Wyglądała cudownie.
Co miałem się odezwać i jej to powiedzieć?
Może lepiej by było.
Było między nami w porządku to ja zachowałem się jak rozpieszczony gówniarz. Matko jak ja mogłem ją poprosić o coś takiego?! Jeszcze chciałem jej zapłacić. Szczyt głupoty. Po prostu.
Co się ze mną dzieję ?!
Alexis!
Co się z Tobą dzieje?!
Przecież Ty możesz mieć każdą laskę, ale żadna nie może...
Właśnie.
Nie może jej zastąpić.
*~*~*~*~*
Szłam ulicą, którą ponoć miałam dojść bez problemu do tego parku. Przynajmniej tak powiedział mi Gerard, ale z nim to nigdy nic nie wiadomo. Jest znak: Park Guell- prosto 2 km.
Spoko.
Była dopiero 12:30.
Na miejsce zaszłam spacerkiem o 12:50. Stanęłam i zaczęłam się rozglądać.
Bez skutku.
Zdjęłam okulary przeciwsłoneczne i wybrałam numer do Błażeja.
- Halo? - odezwał się głos po drugiej stronie.
- Cześć, jesteś już na miejscu?- spytałam.
- Przed głównym wejściem. Mam na sobie biały podkoszulek w czarne paski.
- Ok.-zaczęłam się rozglądać.- Widzę Cię.- pomachałam mu, aby mnie zauważył, a on odwzajemnił ten gest i zaczął iść w moim kierunku.
- Hej piękna.- pocałował mnie w policzek na przywitanie.
- Hej. Świetnie wyglądasz. Jak zawsze zresztą.- skomentowałam jego dzisiejszy wygląd.
- A Ty! Promieniejesz w tej Hiszpanii ! Barcelona Ci służy !
Usiedliśmy na ławce i zaczęliśmy rozmawiać. Śmialiśmy się, opowiadaliśmy różne historie i tak w kółko.
Po kilku godzinach siedzeniu w jednym miejscu zauważyliśmy oboje, że zaczyna się chmurzyć. Faktycznie zapowiadali na popołudnie deszcz.
- Wiesz co ja się będę zbierać, bo chyba zaraz zacznie prać żabami.- powiedziałam i wstałam z ławki.
- Poczekaj odprowadzę Cię.- wstał.
- Nie musisz.
- Ale chcę.- uśmiechnął się do mnie swoim najpiękniejszym uśmiechem i tu mnie miał.
- No dobra. - ruszyliśmy przed siebie. Całą drogę śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Po 30-tu minutach byliśmy już pod domem.- Wejdziesz?
- A nie będę przeszkadzać ?
- Nie no coś Ty. Chłopaki i tak są na treningu.
- No to w takim razie wejdę na chwilę.- weszliśmy do domu, a on zaczął się rozglądać.- Niezła chata.
- Gerarda.- poszłam do kuchni skąd zawołałam do niego.- Chcesz coś do picia?
- Wody jak można.- nalałam wody do szklanek i poszłam w stronę salonu.- Rozgość się. - usiedliśmy koło siebie na kanapie. Siedzieliśmy koło siebie bardzo blisko. Czułam, że mi się przygląda. Nagle przysunął się do mnie na tyle, że dzieliło nas zaledwie parę centymetrów. Po kilku sekundach skapnęłam się, że jego twarz powoli zbliża się do mojej, lecz dzięki szybkiej mojej reakcji odsunęłam się.
- Coś nie tak ?- zapytał.
- Tak.- zaczęłam, chociaż nie wiedziałam jak to ująć.- Błażej zrozum. Ja do Ciebie nic nie czuję, nie chcę robić Ci nadziei i dlatego się odsunęłam. Przepraszam.- patrzył na mnie takim wzrokiem jakby chciał mnie zmrozić.
- Czyli?- zapytał. Chociaż i tak wiedziałam, że wie jaka będzie moja odpowiedź.
- Czyli lepiej zostańmy przyjaciółmi.- popatrzyłam na niego i nagle usłyszałam jak drzwi wejściowe się otwierają. Pewnie moi lokatory już przyszli.
- Dobra. Jak chcesz.- odpowiedział i wstał z kanapy.
- Nie bądź na mnie zły, po prostu ..
- Chciałaś mi powiedzieć na czym stoję.
- Dokładnie.- odwrócił się i nie patrząc na to, że chłopaki stoją w przejściu z minami typu :O , przepchnął się między nimi i wyszedł trzaskając drzwiami. A ja .. a ja miałam łzy w oczach. Po chwili przestałam nad nimi panować.
- Eu nie płacz. Co się stało?- podbiegł do mnie i przytulił .. że co ?! a jemu się coś nie pomyliło? Dlaczego Alexis do mnie podszedł i przytulił. Taki zwykły gest.
- Nic. Po prostu powiedziałam mu żebyśmy lepiej zostali przyjaciółmi, a wy widzieliście sami.. Obraził się na mnie. Pewnie już nigdy się nie spotkamy.- wtuliłam się w napastnika.
- Nie przejmuj się nim. Albo mu przejdzie co jest najprawdopodobniejsze albo no już się nie będziecie przyjaźnić.
- Mam nadzieję, że to pierwsze. A tak wg czemu akurat Ty mnie pocieszasz?- podniosłam twarz i spojrzałam na niego.- Przecież ja jestem twoim wrogiem. Wrogiem nr 1.- otarłam łzy.
- Nie numer 1, tylko ..- udawał, że coś liczy.- Numer 3.
- Numer 3? Dopiero?- zdziwiłam się. Myślałam, że to mnie nienawidzi najbardziej na świecie.
- No tak. Ponieważ na miejscu pierwszym jest Cristiano Ronaldo, a na drugim cała drużyna Realu Madryt.
- Aha.- uśmiechnęłam się.- Gdzie Gerard?
- Pewnie rozmawia z Shakirą, bo do niego dzwoniła jak mieliśmy trening.
- Aha..- uwolniłam się z uścisku jego dłoni i usidłam obok, a on zrobił to samo.
Zerkałam na niego ukradkiem. Nie wiem czy to możliwe, ale czy możliwe jest to, że wróg numer jeden. Osoba, której nienawidzę. Człowiek, którego mogłabym przejechać walcem i jeździć po nim jak najdłużej. Taki zwykły gest, a wprowadził do mojego serca tyle ciepła.. Czy to jest możliwe, aby on .. aby on Alexis Sanchez mi się spodobał?
*~*~*~*~*
Rozdział do bani, nic się w nim nie dzieje.
Ale już teraz obiecuję i zapraszam wszystkich, abyście obserwowali tego bloga, ponieważ już niedługo tzn. za kilka rozdziałów może 2 lub 3 zaczną się dziać naprawdę szalone rzeczy. Życie Eulalii obróci się o 180 stopni, więc mam nadzieję, że będziecie śledzić.
Najważniejsze wydarzenie !
FC BARCELONA ZDOBYŁA SUPERPUCHAR HISZPANII !
Ajć ! Dzięki Neymarowi można powiedzieć ! Który zdobył bramkę w pierwszym meczu, jak się okazało na miarę zwycięstwa !
Kilka fotek i gifów, bo nie byłabym sobą gdybym nie dodała :D
Błażej.
Przycisnęłam zieloną słuchawkę i wyszłam na balkon. Po dwóch sygnałkach odebrał:
- Halo?- spytał.
- Hej Błażej. To ja Eulalia.
- Cześć Euli ! CO tam u Ciebie?
- U mnie w porządku. A u Ciebie?- zaczęliśmy rozmawiać.
Chyba godzina minęła jak się rozłączyliśmy, lecz ustaliliśmy jedno, że jutro o 13 jesteśmy umówieni przed wejściem do parku Guell.
Byłam zmęczona tym dzisiejszym dniem i już o 21:30 zasnęłam.
*~*~*~*~*
Poranek w Barcelonie był niesamowity.
Co dzień budząc się za oknem świeciło słońce. Aż chciało się żyć ! Dzisiaj czekał mnie ciężki dzień. Spotkanie z Błażejem.
Wstałam z łóżka, ubrałam shorty i top tak by móc zejść do kuchni, i zaparzyć kawę. Nie wiedziałam czy piłkarze jeszcze śpią, ale wolałam dmuchać na zimne. Przy stole w kuchni siedział Geri, który równocześnie jadł tosty, pił czarną ciecz i czytał gazetę.
- Cześć przyjacielu.- pocałowałam go w policzek.
- Hej. Już wstałaś?
- Już?- popatrzyłam na zegar.- Jest 9.
- No właśnie. - zaczęliśmy się śmiać.
- Co tam czytasz?- spytałam nalewając sobie kawy.
- Artykuł o tym jak rozgromiliśmy Malagę.
- Aha.
- Chcesz tosta?
- Chętnie.- wstał od stołu, a ja sięgnęłam po prasę. Przewracałam strony, aż moją uwagę przykuło zdjęcie pewnej kobiety.- Znam ją.- oznajmiłam pokazując zdjęcie Gerardowi.
- No znasz. To jest narzeczona Ikera, Sara.
- A fakt. Ona jest w ciąży?
- Podobno tak.
- No właśnie, bo tak wygląda.- przyglądałam się kobiecie jeszcze chwile, ale obrońca przyniósł posiłek.
- Proszę.
- Dziękuję.- ugryzłam kawałek.- Pyszności !
- To się cieszę.- zjadłam wszystko i akurat wtedy dołączył do nas Alexis.
- Co dzisiaj masz w planach?- zapytał piłkarz z nr 3.
- Umówiłam sie z ..- zawiesiłam głos, gdy zauważyłam dziwny wzrok Geriego.
- Z kim?!
- Z Błażejem. Z tym z samolotu.
- A no to dobra. My mamy trening o 13-tej i dłużej nas zejdzie.
- A jutro macie trening?
- Tak od 9-tej.- wtrącił Alexis, który usiadł obok mnie.
- Nie Ciebie się pytałam.- wstałam od stołu.- A tak w ogóle to nie brakuje Ci czegoś z garderoby ?- były piłkarz Udinese popatrzył się na mnie, a Gerard o mało co nie zakrztusił się wodą. Nie czekając na odpowiedź poszłam się powoli zbierać, ponieważ z tego co zdążyłam sprawdzić ten park jest pół godziny od domu. Weszłam do łazienki była równa 10-ta.
*~*~*~*~*
Dwie godziny później wyszłam z pomieszczenia ubrana. Włosy związałam w koka. Wleciałam do pokoju szukając jeszcze karmelowej torebki.
- Jest!- krzyknęłam zadowolona. Po drodze wrzuciłam do niej portfel, telefon i błyszczyk. Zeszłam na dół, ponieważ stamtąd dobiegały krzyki chłopaków.
- No to ja idę.- powiedziałam. Tak jak myślałam w salonie na sofie siedzieli moi przyjaciele i jeden ten, którego nie trawiłam. Na jednym z foteli siedział właśnie Alexis, na łóżku po kolei David, Carles i Geri. - O hej chłopaki.- podeszłam do nich i pocałowałam ich w policzki. Stanęłam przed telewizorem tak, że zasłaniałam im cały ekran.- Jak wyglądam?
- Cudownie. Tylko już się przesuń.- powiedział Gerard,a ja tupnęłam nogą i zrobiłam minę typu foch.
- To się nazywają przyjaciele. Pff. - wywróciłam oczami i wyszłam.
*~*~*~*~*
Wyglądała cudownie.
Co miałem się odezwać i jej to powiedzieć?
Może lepiej by było.
Było między nami w porządku to ja zachowałem się jak rozpieszczony gówniarz. Matko jak ja mogłem ją poprosić o coś takiego?! Jeszcze chciałem jej zapłacić. Szczyt głupoty. Po prostu.
Co się ze mną dzieję ?!
Alexis!
Co się z Tobą dzieje?!
Przecież Ty możesz mieć każdą laskę, ale żadna nie może...
Właśnie.
Nie może jej zastąpić.
*~*~*~*~*
Szłam ulicą, którą ponoć miałam dojść bez problemu do tego parku. Przynajmniej tak powiedział mi Gerard, ale z nim to nigdy nic nie wiadomo. Jest znak: Park Guell- prosto 2 km.
Spoko.
Była dopiero 12:30.
Na miejsce zaszłam spacerkiem o 12:50. Stanęłam i zaczęłam się rozglądać.
Bez skutku.
Zdjęłam okulary przeciwsłoneczne i wybrałam numer do Błażeja.
- Halo? - odezwał się głos po drugiej stronie.
- Cześć, jesteś już na miejscu?- spytałam.
- Przed głównym wejściem. Mam na sobie biały podkoszulek w czarne paski.
- Ok.-zaczęłam się rozglądać.- Widzę Cię.- pomachałam mu, aby mnie zauważył, a on odwzajemnił ten gest i zaczął iść w moim kierunku.
- Hej piękna.- pocałował mnie w policzek na przywitanie.
- Hej. Świetnie wyglądasz. Jak zawsze zresztą.- skomentowałam jego dzisiejszy wygląd.
- A Ty! Promieniejesz w tej Hiszpanii ! Barcelona Ci służy !
Usiedliśmy na ławce i zaczęliśmy rozmawiać. Śmialiśmy się, opowiadaliśmy różne historie i tak w kółko.
Po kilku godzinach siedzeniu w jednym miejscu zauważyliśmy oboje, że zaczyna się chmurzyć. Faktycznie zapowiadali na popołudnie deszcz.
- Wiesz co ja się będę zbierać, bo chyba zaraz zacznie prać żabami.- powiedziałam i wstałam z ławki.
- Poczekaj odprowadzę Cię.- wstał.
- Nie musisz.
- Ale chcę.- uśmiechnął się do mnie swoim najpiękniejszym uśmiechem i tu mnie miał.
- No dobra. - ruszyliśmy przed siebie. Całą drogę śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Po 30-tu minutach byliśmy już pod domem.- Wejdziesz?
- A nie będę przeszkadzać ?
- Nie no coś Ty. Chłopaki i tak są na treningu.
- No to w takim razie wejdę na chwilę.- weszliśmy do domu, a on zaczął się rozglądać.- Niezła chata.
- Gerarda.- poszłam do kuchni skąd zawołałam do niego.- Chcesz coś do picia?
- Wody jak można.- nalałam wody do szklanek i poszłam w stronę salonu.- Rozgość się. - usiedliśmy koło siebie na kanapie. Siedzieliśmy koło siebie bardzo blisko. Czułam, że mi się przygląda. Nagle przysunął się do mnie na tyle, że dzieliło nas zaledwie parę centymetrów. Po kilku sekundach skapnęłam się, że jego twarz powoli zbliża się do mojej, lecz dzięki szybkiej mojej reakcji odsunęłam się.
- Coś nie tak ?- zapytał.
- Tak.- zaczęłam, chociaż nie wiedziałam jak to ująć.- Błażej zrozum. Ja do Ciebie nic nie czuję, nie chcę robić Ci nadziei i dlatego się odsunęłam. Przepraszam.- patrzył na mnie takim wzrokiem jakby chciał mnie zmrozić.
- Czyli?- zapytał. Chociaż i tak wiedziałam, że wie jaka będzie moja odpowiedź.
- Czyli lepiej zostańmy przyjaciółmi.- popatrzyłam na niego i nagle usłyszałam jak drzwi wejściowe się otwierają. Pewnie moi lokatory już przyszli.
- Dobra. Jak chcesz.- odpowiedział i wstał z kanapy.
- Nie bądź na mnie zły, po prostu ..
- Chciałaś mi powiedzieć na czym stoję.
- Dokładnie.- odwrócił się i nie patrząc na to, że chłopaki stoją w przejściu z minami typu :O , przepchnął się między nimi i wyszedł trzaskając drzwiami. A ja .. a ja miałam łzy w oczach. Po chwili przestałam nad nimi panować.
- Eu nie płacz. Co się stało?- podbiegł do mnie i przytulił .. że co ?! a jemu się coś nie pomyliło? Dlaczego Alexis do mnie podszedł i przytulił. Taki zwykły gest.
- Nic. Po prostu powiedziałam mu żebyśmy lepiej zostali przyjaciółmi, a wy widzieliście sami.. Obraził się na mnie. Pewnie już nigdy się nie spotkamy.- wtuliłam się w napastnika.
- Nie przejmuj się nim. Albo mu przejdzie co jest najprawdopodobniejsze albo no już się nie będziecie przyjaźnić.
- Mam nadzieję, że to pierwsze. A tak wg czemu akurat Ty mnie pocieszasz?- podniosłam twarz i spojrzałam na niego.- Przecież ja jestem twoim wrogiem. Wrogiem nr 1.- otarłam łzy.
- Nie numer 1, tylko ..- udawał, że coś liczy.- Numer 3.
- Numer 3? Dopiero?- zdziwiłam się. Myślałam, że to mnie nienawidzi najbardziej na świecie.
- No tak. Ponieważ na miejscu pierwszym jest Cristiano Ronaldo, a na drugim cała drużyna Realu Madryt.
- Aha.- uśmiechnęłam się.- Gdzie Gerard?
- Pewnie rozmawia z Shakirą, bo do niego dzwoniła jak mieliśmy trening.
- Aha..- uwolniłam się z uścisku jego dłoni i usidłam obok, a on zrobił to samo.
Zerkałam na niego ukradkiem. Nie wiem czy to możliwe, ale czy możliwe jest to, że wróg numer jeden. Osoba, której nienawidzę. Człowiek, którego mogłabym przejechać walcem i jeździć po nim jak najdłużej. Taki zwykły gest, a wprowadził do mojego serca tyle ciepła.. Czy to jest możliwe, aby on .. aby on Alexis Sanchez mi się spodobał?
*~*~*~*~*
Ale już teraz obiecuję i zapraszam wszystkich, abyście obserwowali tego bloga, ponieważ już niedługo tzn. za kilka rozdziałów może 2 lub 3 zaczną się dziać naprawdę szalone rzeczy. Życie Eulalii obróci się o 180 stopni, więc mam nadzieję, że będziecie śledzić.
Najważniejsze wydarzenie !
FC BARCELONA ZDOBYŁA SUPERPUCHAR HISZPANII !
Ajć ! Dzięki Neymarowi można powiedzieć ! Który zdobył bramkę w pierwszym meczu, jak się okazało na miarę zwycięstwa !
Kilka fotek i gifów, bo nie byłabym sobą gdybym nie dodała :D
środa, 21 sierpnia 2013
10. To się nazywa interes.
Obudziłam się po dziewiątej.
Zeszłam do kuchni, piłkarzy nie było w domu od ponad dwóch kwadransów. Wypiłam filiżankę mocnej kawy, która postawiła mnie na nogi, przebrałam się i zaczęłam dokładne sprzątanie. Na tym punkcie byłam bardziej przewrażliwiona niż Carles, gdy ktoś mówił mu, że jego włosy źle wyglądają. Włączyłam sobie jakąś stację muzyczną i zaczęłam. Salon, który przeszedł wczoraj III Wojnę Światową poszedł na pierwszy rzut. Chyba każda z was wie na czym polega sprzątanie dlatego oszczędzę sobie dokładnego opisu. Po salonie przyszedł czas na kuchnię, a gdy już kończyłam do domu weszli rozweseleni przyjaciele.
- Wow! - skomentował Geri.- Jak tu czysto !
- Tak. Postarałam się.
- I to bardzo. Dzięki Eulalio.
- Mówiłam Ci nie mów tak do mnie !
- No dobra..- Sanchez poszedł od razu przed telewizor, a obrońca do siebie, aby w spokoju porozmawiać ze swoją ukochaną.
- Co robimy na obiad?- spytałam Chilijczyka.
- Zamówmy pizze.
- Znowu.- skomentowałam i poszłam do kuchni po ulotkę, która wisiała na lodówce.- To jak będziecie zamawiać to mi małą tą co zawsze.
- Jasne.- złapał za telefon i od razu wybrał numer. Jak zawsze zamówił trzy takie same pizze.
Wzięłam się tym razem za łazienkę. Po 20 minutach do łazienki wszedł Geri:
- Chodź pizza już jest.- wyszedł, a ja umyłam ręce i poszłam za nim do salony, w którym chłopaki już konsumowali posiłek. Na stoliku leżało nie otwarte pudełko, więc sięgnęłam po nie i tak jak moi towarzysze zaczęłam się zajadać. Niestety po trzech kawałkach miałam już dość i dlatego podarowałam ją chłopakom. Chwilę siedziałam jeszcze z nimi, ale
popatrzyłam na zegarek, który wskazał 12:12, uśmiechnęłam się sama do siebie:
- Z czego się cieszysz?- zauważył to Pique.
- Zegar wskazywał 12:12, czyli ktoś mnie kocha do szaleństwa.
- Jasne, że Cię kocha i to nie jeden!- podszedł do mnie i wziął mnie na ręce, po czym zaczęliśmy się kręcić w kółko jak małe dzieci.
- Wariaty.- skomentował to co widział Alexis.
- Bez wariatów byłoby nudno na tym świecie.- odpowiedziałam.
- Taaa. Nie wątpię w to w ogóle.
Postanowiłam stamtąd pójść by nie doszło pomiędzy mną, a panem S do niepotrzebnej wymiany zdań. Zabrałam się za końcówkę tej harówki. Po 10 minutach poszłam do siebie i wyszłam na balkon, aby popatrzeć co dzieje się na zewnątrz. Ludzie biegali najprawdopodobniej ze spotkania na spotkanie. Faceci w garniturach, a kobiety w garsonkach. Niby to osiedle było na uboczu, ale jednak był to środek miasta, prawie centrum. Po pięciu minutach bezsensownego gapienia się w przechodniów wróciłam do mojej "pracy". Wyszłam z pokoju i chciałam iść prosto do łazienki, ale drogę zataranowała mi osoba, którą nie darzyłam
szczególną sympatią. Trzymał on w rękach kosz z brudnymi ubraniami:
- Mam prośbę. Mogłabyś mi to wrzucić do pralki?- wyciągnął kosz w moją stronę.
- Że co proszę ?- tutaj mogę się założyć, że jakbym miała coś w jamie ustnej, wyplułabym to prosto na niego.
- Taka mała prośba.
- Chyba śnisz. I co może jeszcze Ci mam wyprasować, złożyć w kosteczkę i poukładać w szafie kolorami?
- Nie koniecznie, ale jakby Ci się chciało.- uśmiechnął się do mnie.
- Ty jesteś taki głupi czy tylko udajesz?
- Lala no weź zapłacę Ci !
- Odwal się debilu, a i nie mów tak do mnie ! Bo tak mogą mówić do mnie tylko przyjaciele !- wkurzona trzasnęłam drzwiami od pokoju i położyłam się na łóżku.
Byłam lekko zdziwiona tym, że może się posunąć do takiego stopnia. Służącą sobie znalazł ? Chyba śni! Leżałam tak jeszcze przez dłuższy czas. Nie miałam ochoty spotkać się z nim na korytarzu czy gdziekolwiek indziej z tą osobą.
- Ale ja jestem głupia !- powiedziałam sama do siebie. Już mi się wydawało, że jest po "kryzysie".- Boże co za palant !- krzyknęłam po polsku i wyszłam na balkon. Położyłam się na leżaku, zamknęłam oczy i chciałam odejść, odpłynąć do mojej krainy, w której wszystko jest cudowne, ale ktoś mi na to nie pozwolił:
- Ollaya !- odwróciłam głowę by sprawdzić kto mnie woła. To był Puyi, który stał na swoim balkonie z uśmiechem na twarzy.
- Hej Carles!-odmachałam.
- Co tam u Ciebie słychać?
- Próbuję się zrelaksować po dzisiejszym dniu.
- Co się stało?- zapytał przejęty.- Poczekaj zaraz u Ciebie będę.
- To zawołaj po drodze Gerarda.
- Jasne.- zamknął za sobą drzwi i tak jak mówił, po niespełnych 5 minutach wszedł do mojego pokoju.- Jesteśmy.
- To dobrze. - usiadł na leżaku obok.
- Księżniczko co się stało?-spytał zmartwiony kapitan Blaugrany.
- A ja do cholery. gdzie mam usiąść?- zawołał nasz wspólny przyjaciel.
- Weź sobie krzesło.- odpowiedziałam.
- To co. Opowiesz nam co się stało?- drążył dalej temat Loczek.
- Nic takiego.- uśmiechnęłam się sztucznie, a Pique "przyjechał" do nas na krześle.- Jak dziecko.- skomentowałam, widząc jak sobie jeździł po czym razem z Tarzanem zaczęliśmy się śmiać. Wreszcie " zaparkował" obok nas.
- To tylko powiedz, któremu Hiszpanowi mamy wlać. To wystarczy.
- Żadnemu. On nie jest Hiszpanem jak już coś.
- To mów o co chodzi.
- Bo wasz przyjaciel..
- Alexis?- przerwał mi Carles.
- Tak on. Pomyślał sobie, że jak wysprzątałam cały dom to mu pranie zrobię. Bezczelny typ. Jeszcze chciał mi za to zapłacić! Rozumiecie ! Zapłacić za wypranie jego brudów!
- NO wiesz rozumem to on się nie popisał.-
skomentował najstarszy z naszego grona.
- A on go w ogóle ma?
- Czasami tak.- odpowiedział Geri.
- A może by tak.- poruszyłam charakterystycznie brwiami co oznaczało, że wpadłam na pomysł.
- Lala tylko nie mów żeby..- zaczął Pique, który chyba rozszyfrował co chodzi mi po głowie.
- A czemu nie ? Niech zobaczy moje chamskie serce.
- Czy może mi ktoś wytłumaczyć na co ona wpadła ?- spytał lekko zniecierpliwiony Carles.-
- Chce wziąć rzeczy młodego i sprzedać je napalonym fankom.- uśmiechnął się loczek.
- To poczekajcie tutaj chwilę.- wstałam z leżaka chociaż wiem, że groziło to nieodzyskaniem już go z powrotem. Weszłam do łazienki i przede mną stał kosz z jego ubraniami- Bingo!- zawołałam, po czym chwyciłam jakąś reklamówkę, którą znalazłam i powybierałam parę rzeczy, które tam się znajdowały. M.in.: 4 pary bokserek i 4 podkoszulki. Weszłam z uśmiechem triumfu do pokoju, gdzie tak jak przewidziałam moje miejsce zajął Pique, ale nie to było teraz najważniejsze.
- I jak masz?- spytał Puyi.
- No jasne.- pomachałam im przed nosem reklamówką.- Wracam za 10 minut.
Wyszłam przed budynek, rozejrzałam się dookoła. Zauważyłam, że po drugiej stronie ulicy stoją cztery młode dziewczyny. Podeszłam do nich .
- Hej dziewczyny. Jesteście może fankami Alexisa Sancheza?- spytałam, a następnie popatrzyłam na balkon, na którym siedzieli moi przyjaciele śledzący każdy mój ruch.
- No jasne.- odezwała się jedna z nich. - Co tam masz?
- NO właśnie. Są to jego prywatne rzeczy. - zaczęły piszczeć.- Tylko cicho, bo ktoś zauważy. Mam kilka bokserek i podkoszulki.
- Ja chcę bokserki !-krzyczała jedna.
- Ja podkoszulek!
- A ja to i to !
- Spokojnie na pewno się dogadamy, więc- zaczęłam, ale mi przerwała jedna z nich.
- Daje za same bokserki 250 plus podkoszulek za 200. Pasuje?
- Oczywiście!- uśmiechnęłam się z głupoty tych lasek.- To jak. Każda z was dostanie komplecik za 450 euro ?
- JASNE!- dziewczyny dały mi kasę, a ja oddałam im to co kiedyś należało do byłego napastnika Udinese. Weszłam do pokoju.
- Ile zarobiłaś?- to było najważniejsze dla kapitana.
- 1800 ojro ! Bogate te fanki, to się nazywa interes !- schowałam pieniądze, do portfela.
- To ja mam pomysł.-zaczął Carles.- To po każdym meczu i treningu będziemy razem z Gerardem zbierać ciuchy chłopaków, a Ty będziesz to sprzedawać? Co wy na to ?
- Ale wy jesteście durni.- powiedziałam im i zaczęliśmy się śmiać.
Do końca dnia spędziliśmy wspólnie czas u mnie w pokoju. Na szczęście tego typa nie spotkałam ani razu. Po 20 chłopaki rozeszli się, a ja leżałam na łóżku. Przypomniałam sobie o pewnej osobie..
*~*~*~*~*
Dodałam :)
Serdecznie zapraszam również na bloga http://marc-y-marc.blogspot.com/, który prowadzę razem z Merche :) Serdecznie zapraszamy :P.
A po za tym.
Za nami pierwsza kolejka Primera Division i na dzień dobry 7 : 0 !!!!!! :D
Tak strasznie się cieszę :)
Mam nadzieję, że do końca sezonu nie będzie nas opuszczała taka passa. :)
A dzisiaj pierwszy finał Superpucharu Hiszpanii *___* oraz bój o awans do Ligi Mistrzów Legii !
LEGIA DO BOJU !
VAMOS BARCA!
Powrót do meczu z niedzieli :)
Na meczu nawet synek Pedro się pojawił *_*
Świetny debiut Taty ! Oby tak dalej !! <3
Debiut Neymara w Primera Division !
Gol Alexisa !! <3
Zeszłam do kuchni, piłkarzy nie było w domu od ponad dwóch kwadransów. Wypiłam filiżankę mocnej kawy, która postawiła mnie na nogi, przebrałam się i zaczęłam dokładne sprzątanie. Na tym punkcie byłam bardziej przewrażliwiona niż Carles, gdy ktoś mówił mu, że jego włosy źle wyglądają. Włączyłam sobie jakąś stację muzyczną i zaczęłam. Salon, który przeszedł wczoraj III Wojnę Światową poszedł na pierwszy rzut. Chyba każda z was wie na czym polega sprzątanie dlatego oszczędzę sobie dokładnego opisu. Po salonie przyszedł czas na kuchnię, a gdy już kończyłam do domu weszli rozweseleni przyjaciele.
- Wow! - skomentował Geri.- Jak tu czysto !
- Tak. Postarałam się.
- I to bardzo. Dzięki Eulalio.
- Mówiłam Ci nie mów tak do mnie !
- No dobra..- Sanchez poszedł od razu przed telewizor, a obrońca do siebie, aby w spokoju porozmawiać ze swoją ukochaną.
- Co robimy na obiad?- spytałam Chilijczyka.
- Zamówmy pizze.
- Znowu.- skomentowałam i poszłam do kuchni po ulotkę, która wisiała na lodówce.- To jak będziecie zamawiać to mi małą tą co zawsze.
- Jasne.- złapał za telefon i od razu wybrał numer. Jak zawsze zamówił trzy takie same pizze.
Wzięłam się tym razem za łazienkę. Po 20 minutach do łazienki wszedł Geri:
- Chodź pizza już jest.- wyszedł, a ja umyłam ręce i poszłam za nim do salony, w którym chłopaki już konsumowali posiłek. Na stoliku leżało nie otwarte pudełko, więc sięgnęłam po nie i tak jak moi towarzysze zaczęłam się zajadać. Niestety po trzech kawałkach miałam już dość i dlatego podarowałam ją chłopakom. Chwilę siedziałam jeszcze z nimi, ale
popatrzyłam na zegarek, który wskazał 12:12, uśmiechnęłam się sama do siebie:
- Z czego się cieszysz?- zauważył to Pique.
- Zegar wskazywał 12:12, czyli ktoś mnie kocha do szaleństwa.
- Jasne, że Cię kocha i to nie jeden!- podszedł do mnie i wziął mnie na ręce, po czym zaczęliśmy się kręcić w kółko jak małe dzieci.
- Wariaty.- skomentował to co widział Alexis.
- Bez wariatów byłoby nudno na tym świecie.- odpowiedziałam.
- Taaa. Nie wątpię w to w ogóle.
Postanowiłam stamtąd pójść by nie doszło pomiędzy mną, a panem S do niepotrzebnej wymiany zdań. Zabrałam się za końcówkę tej harówki. Po 10 minutach poszłam do siebie i wyszłam na balkon, aby popatrzeć co dzieje się na zewnątrz. Ludzie biegali najprawdopodobniej ze spotkania na spotkanie. Faceci w garniturach, a kobiety w garsonkach. Niby to osiedle było na uboczu, ale jednak był to środek miasta, prawie centrum. Po pięciu minutach bezsensownego gapienia się w przechodniów wróciłam do mojej "pracy". Wyszłam z pokoju i chciałam iść prosto do łazienki, ale drogę zataranowała mi osoba, którą nie darzyłam
szczególną sympatią. Trzymał on w rękach kosz z brudnymi ubraniami:
- Mam prośbę. Mogłabyś mi to wrzucić do pralki?- wyciągnął kosz w moją stronę.
- Że co proszę ?- tutaj mogę się założyć, że jakbym miała coś w jamie ustnej, wyplułabym to prosto na niego.
- Taka mała prośba.
- Chyba śnisz. I co może jeszcze Ci mam wyprasować, złożyć w kosteczkę i poukładać w szafie kolorami?
- Nie koniecznie, ale jakby Ci się chciało.- uśmiechnął się do mnie.
- Ty jesteś taki głupi czy tylko udajesz?
- Lala no weź zapłacę Ci !
- Odwal się debilu, a i nie mów tak do mnie ! Bo tak mogą mówić do mnie tylko przyjaciele !- wkurzona trzasnęłam drzwiami od pokoju i położyłam się na łóżku.
Byłam lekko zdziwiona tym, że może się posunąć do takiego stopnia. Służącą sobie znalazł ? Chyba śni! Leżałam tak jeszcze przez dłuższy czas. Nie miałam ochoty spotkać się z nim na korytarzu czy gdziekolwiek indziej z tą osobą.
- Ale ja jestem głupia !- powiedziałam sama do siebie. Już mi się wydawało, że jest po "kryzysie".- Boże co za palant !- krzyknęłam po polsku i wyszłam na balkon. Położyłam się na leżaku, zamknęłam oczy i chciałam odejść, odpłynąć do mojej krainy, w której wszystko jest cudowne, ale ktoś mi na to nie pozwolił:
- Ollaya !- odwróciłam głowę by sprawdzić kto mnie woła. To był Puyi, który stał na swoim balkonie z uśmiechem na twarzy.
- Hej Carles!-odmachałam.
- Co tam u Ciebie słychać?
- Próbuję się zrelaksować po dzisiejszym dniu.
- Co się stało?- zapytał przejęty.- Poczekaj zaraz u Ciebie będę.
- To zawołaj po drodze Gerarda.
- Jasne.- zamknął za sobą drzwi i tak jak mówił, po niespełnych 5 minutach wszedł do mojego pokoju.- Jesteśmy.
- To dobrze. - usiadł na leżaku obok.
- Księżniczko co się stało?-spytał zmartwiony kapitan Blaugrany.
- A ja do cholery. gdzie mam usiąść?- zawołał nasz wspólny przyjaciel.
- Weź sobie krzesło.- odpowiedziałam.
- To co. Opowiesz nam co się stało?- drążył dalej temat Loczek.
- Nic takiego.- uśmiechnęłam się sztucznie, a Pique "przyjechał" do nas na krześle.- Jak dziecko.- skomentowałam, widząc jak sobie jeździł po czym razem z Tarzanem zaczęliśmy się śmiać. Wreszcie " zaparkował" obok nas.
- To tylko powiedz, któremu Hiszpanowi mamy wlać. To wystarczy.
- Żadnemu. On nie jest Hiszpanem jak już coś.
- To mów o co chodzi.
- Bo wasz przyjaciel..
- Alexis?- przerwał mi Carles.
- Tak on. Pomyślał sobie, że jak wysprzątałam cały dom to mu pranie zrobię. Bezczelny typ. Jeszcze chciał mi za to zapłacić! Rozumiecie ! Zapłacić za wypranie jego brudów!
- NO wiesz rozumem to on się nie popisał.-
skomentował najstarszy z naszego grona.
- A on go w ogóle ma?
- Czasami tak.- odpowiedział Geri.
- A może by tak.- poruszyłam charakterystycznie brwiami co oznaczało, że wpadłam na pomysł.
- Lala tylko nie mów żeby..- zaczął Pique, który chyba rozszyfrował co chodzi mi po głowie.
- A czemu nie ? Niech zobaczy moje chamskie serce.
- Czy może mi ktoś wytłumaczyć na co ona wpadła ?- spytał lekko zniecierpliwiony Carles.-
- Chce wziąć rzeczy młodego i sprzedać je napalonym fankom.- uśmiechnął się loczek.
- To poczekajcie tutaj chwilę.- wstałam z leżaka chociaż wiem, że groziło to nieodzyskaniem już go z powrotem. Weszłam do łazienki i przede mną stał kosz z jego ubraniami- Bingo!- zawołałam, po czym chwyciłam jakąś reklamówkę, którą znalazłam i powybierałam parę rzeczy, które tam się znajdowały. M.in.: 4 pary bokserek i 4 podkoszulki. Weszłam z uśmiechem triumfu do pokoju, gdzie tak jak przewidziałam moje miejsce zajął Pique, ale nie to było teraz najważniejsze.
- I jak masz?- spytał Puyi.
- No jasne.- pomachałam im przed nosem reklamówką.- Wracam za 10 minut.
Wyszłam przed budynek, rozejrzałam się dookoła. Zauważyłam, że po drugiej stronie ulicy stoją cztery młode dziewczyny. Podeszłam do nich .
- Hej dziewczyny. Jesteście może fankami Alexisa Sancheza?- spytałam, a następnie popatrzyłam na balkon, na którym siedzieli moi przyjaciele śledzący każdy mój ruch.
- No jasne.- odezwała się jedna z nich. - Co tam masz?
- NO właśnie. Są to jego prywatne rzeczy. - zaczęły piszczeć.- Tylko cicho, bo ktoś zauważy. Mam kilka bokserek i podkoszulki.
- Ja chcę bokserki !-krzyczała jedna.
- Ja podkoszulek!
- A ja to i to !
- Spokojnie na pewno się dogadamy, więc- zaczęłam, ale mi przerwała jedna z nich.
- Daje za same bokserki 250 plus podkoszulek za 200. Pasuje?
- Oczywiście!- uśmiechnęłam się z głupoty tych lasek.- To jak. Każda z was dostanie komplecik za 450 euro ?
- JASNE!- dziewczyny dały mi kasę, a ja oddałam im to co kiedyś należało do byłego napastnika Udinese. Weszłam do pokoju.
- Ile zarobiłaś?- to było najważniejsze dla kapitana.
- 1800 ojro ! Bogate te fanki, to się nazywa interes !- schowałam pieniądze, do portfela.
- To ja mam pomysł.-zaczął Carles.- To po każdym meczu i treningu będziemy razem z Gerardem zbierać ciuchy chłopaków, a Ty będziesz to sprzedawać? Co wy na to ?
- Ale wy jesteście durni.- powiedziałam im i zaczęliśmy się śmiać.
Do końca dnia spędziliśmy wspólnie czas u mnie w pokoju. Na szczęście tego typa nie spotkałam ani razu. Po 20 chłopaki rozeszli się, a ja leżałam na łóżku. Przypomniałam sobie o pewnej osobie..
*~*~*~*~*
Dodałam :)
Serdecznie zapraszam również na bloga http://marc-y-marc.blogspot.com/, który prowadzę razem z Merche :) Serdecznie zapraszamy :P.
A po za tym.
Za nami pierwsza kolejka Primera Division i na dzień dobry 7 : 0 !!!!!! :D
Tak strasznie się cieszę :)
Mam nadzieję, że do końca sezonu nie będzie nas opuszczała taka passa. :)
A dzisiaj pierwszy finał Superpucharu Hiszpanii *___* oraz bój o awans do Ligi Mistrzów Legii !
LEGIA DO BOJU !
VAMOS BARCA!
Powrót do meczu z niedzieli :)
Na meczu nawet synek Pedro się pojawił *_*
Kapitan na trybunach <3 Najlepszy kibic!
Świetny debiut Taty ! Oby tak dalej !! <3
Debiut Neymara w Primera Division !
sobota, 10 sierpnia 2013
9. Kim jest ta młoda pani?
Obudziłam się piętnaście po dziewiątej. Pomyślałam, że mogę iść w samej piżamie, ponieważ chłopaki mają dzisiaj wolne to na pewno będą długo spać. Wyszłam z pokoju i poszłam prosto do kuchni nalać sobie szklankę wody.
-No nie ! Tylko kurwa nie to !- zaklęłam w głowie.
Na stołku przy stole siedział Sanchez. Chciałam się cofnąć i wrócić do pokoju, ale było za późno. Zauważył mnie:
- Dzień dobry.- przywitał mnie z uśmiechem.
- Cześć.- weszłam nieśmiało do pomieszczenia.
- No, no.
- Nie gap się. Myślałam, że jeszcze śpicie.
- Nie tłumacz się. Chyba będę codziennie wstawał wcześniej jak czekają na mnie takie widoki.
- Ale Ty jesteś głupi. - skomentowałam i poszłam do łazienki. Ubrałam sukienkę w kwiatki, sandałki + jakieś kolczyki i bransoletkę, którą dostałam od Geriego i Shak na 18-stkę i poszłam na śniadanko.
- Witam Cię przyjaciółko.- przywitał mnie obrońca.
- Hej.- dałam mu całusa w policzek.- Jakie zapachy!
- No młody zrobił swoje popisowe naleśniki.
-ON ?! On potrafi gotować ?!- dopytywałam zdziwiona tym co usłyszałam.
- W końcu we Włoszech musiałem sobie jakoś radzić.- wtrącił się.
- To co dziewczyna Ci nie pomagała?- spytała. Chłopaki popatrzyli na mnie jakbym powiedziała coś złego.- Co się gapicie ?! Mam coś na twarzy czy jak ?
- Nie masz nic. Usiądź i zjedz.- powiedział lekko zdenerwowany były gracz Udinese.
- OK.- usiadłam. No faktycznie były pyszne. Zjadłam dwa naleśniki z owocami i bitą śmietaną.- Dziękuję bardzo, były naprawdę pyszne.
- Spoko. Nie musisz się już podlizywać i tak musisz ugotować obiad.
- No to powiedzcie na co macie ochotę.- odpowiedziałam wkładając talerze do zmywarki.
Chłopaki zaczęli wymyślać potrawy z owoców morza. Ja jednak przystanęłam na prostym daniu, czyli potrawce z kurczaka z pieczarkami i groszkiem zielonym. Co się będę przemęczać. Poszłam do sklepu po potrzebne produkty. Wróciłam dopiero po godzinie, bo zahaczyłam jeszcze o cukiernię, w której byliśmy. Kupiłam kilka smakołyków.
- Hej. No nareszcie jesteś. Głodni jesteśmy.- skomentował mój wróg nr 1.
- Może byś mi pomógł, a nie stał.- no fakt. Trochę ważyły te reklamówki, które niosłam. Wziął je ode mnie i położył na stole w kuchni. - Dzięki.
- To za ile będzie obiad?
- Przecież dopiero było śniadanie !
- To było PÓŁTORA GODZINY TEMU !!- wykrzyczał.
-Dobra nie drzyj tego ryja. Do godziny.
- No dobra. Wytrzymam.
Wzięłam się za rozpakowywanie, a młody piłkarz poszedł do Geriego, z którym oglądali jakiś film. Po 10 minutach wzięłam się za gotowanie. Jak go przyrządzałam wam odpuszczę, bo chyba każdy wie, jak robi się sałatkę, obiera kartofle, bądź przyrządza sos.
- GOTOWE!- nie musiałam powtarzać dwa razy. Usiedli przy stole i zaczęli konsumować swoje gigantyczne porcję. - Ciekawa jestem jak wy zjecie deser jak teraz tyle zeżarliście.
- Co ? Jaki deser?- spytał "szeroki".
- No mam taki pyszny, ale to nic. Więcej dla mnie.
- Kto powiedział, że my go nie zjemy?
- Mother of God.- odniosłam talerz do zmywarki, a zaraz za mną Geri.
- Ostatni sprząta.- zarządził najwyższy z nas.
- Ej! Ja się tak nie bawię!-oburzył się Chilijczyk.
- Żebyś się nie rozpłakał. - i obydwoje poszliśmy do swoich pokoi.
Na zewnątrz było przepięknie. Postanowiłam nie marnować takiego dnia i wyjść na balkon. Wzięłam ze sobą komputer, aby sprawdzić czy nie ma dziewczyn na skypie. SĄ! Od razu do nich zadzwoniłam i zrelacjonowałam mecz i dzisiejszy dzień.
- Czyli z panem " mendą" jest już sztama?- zapytała Olga.
- Nie wiem. Chyba tak-wzruszyłam ramionami.
Rozmowę zakończyłyśmy po jakiejś godzince, ponieważ zadzwonił do mnie telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie mojego brata Michała->
- Halo.-odebrałam.
-Kopyta Ci walą. - odpowiedział jak zawsze na to słowo. Zaczęliśmy się śmiać.- Co tam siostrzyczko u Ciebie słychać? Jak po meczu?
- Genialnie ! Mówię Ci musisz w końcu przyjechać na mecz.
- Tak, zdaję sobie z tego sprawę. Widziałem Cię wczoraj.
- Co ? Gdzie niby?!
- W telewizorze. Pokazali Cię trzy albo cztery razy.
- Jaja sobie robisz?!
- No coś Ty. Naprawdę siedziałaś obok Afellaya, Bartry i Thiago i koło prezesa.
- Ale mnie zaskoczyłeś.
- Ale to nie koniec.
-Matko co jeszcze?!- nie wiedziałam czym mnie teraz zaskoczy.
- Komentator jak was pokazał zadał pytanie, na które nie otrzymał odpowiedzi, a to pytanie brzmiało; " Kim jest ta młoda pani? Może dziewczyna któregoś z piłkarzy Barcy? Miejmy nadzieję, że już niedługo się dowiemy. Po za tym widziana jest dosyć często na meczach Blaugrany z tego co podsłuchałem hiszpańskich komentatorów."
- Pierdole.- tylko na takie słowa było mnie stać.- To on na serio powiedział ?
- Tak. Właśnie Ci cytuję ze strony internetowej.
- Jakiej znowu strony ?!- spytałam wkurzona. Podał mi adres i zaczęłam ją przeglądać.- Matko Boska !- tam był cały artykuł o mnie i zdjęcie jak siedzę obok piłkarzy.- Ale jaja.
- Mam sławną siorkę.- powiedział z radością, którą można było usłyszeć w jego głosie.
- Ta.. Bardzo sławna. Poczekaj cytuję: " To dziewczyna Ibrahima? Bardzo możliwe. Widać na zdjęciach jak się do siebie uśmiechają. Mamy nadzieję, że dzięki niej szybko powróci w dobrym stylu na boisko."
- Nie denerwuj się. Przecież nic się nie stało, a o tym " kim jest ta pani" zapomną już jutro, więc co się przejmujesz.
- Oby Michaś, oby..
- Dobra Eu, ja już kończę. Zdzwonimy się jeszcze.
- No jasne. Dzięki za info. Pa.
- Pa młoda.- rozłączyłam się. Siedziałam i wpatrywałam się dalej w ten durny artykuł, który był beznadziejnie napisany. Nie wiedziałam czy jak wyjdę na ulicę to nie zaatakuje mnie facet z aparatem albo stado napalonych fanek Ibrahima. No, ale byłam na zakupach i tyle osób mnie widziało i jakoś nikt nie robił sensacji. Postanowiłam jednak pójść i o wszystkim opowiedzieć mojemu przyjacielowi. Wyszłam roztrzęsiona od siebie i wpadłam prawie na niego:
- Co się stało?- spytał.
Zaczęłam mu wszystko opowiadać, a on :
- Lala czym Ty się przejmujesz? Jutro już będą o kimś innym gadać. Takie jest show- biznes.
- Ale ja nie jestem sławna!
- Ty nie, lecz jak tak. I David, Alexis, Carles. Przecież jak Cię zobaczą w naszym towarzystwie to wiadomo, że poruszą niebo i ziemię żeby tylko dowiedzieć się kim jesteś. Na razie nie ma co rozpaczać i się martwić. Musimy jakoś to przetrwać Księżniczko.- przytulił mnie i pocałował w czubek głowy.
- Musimy.- otarłam łzy z policzków.
- Chodź zjemy sobie coś słodkiego. Słodycze to najlepsze lekarstwo.- skomentował.
- Ok. Zrobię kawę !
Tak jak myślałam piłkarze zjedli po podwójnej porcji, ponieważ jak to powiedział Alexis:
- Jedzenie jest naszym drugim hobby. Zaraz po piłce nożnej.
- Tak nie wątpię.
Dzień minął nam bardzo szybko. O koło 19-stej przyszedł do nas David i Carles. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy i tak do 1 w nocy. Chłopaki poszli od nas, a ja zaczęłam sprzątać, ponieważ nie lubiłam wstawać rano i psuć sobie humor przez bałagan. Kwadrans i było czysto. Moi lokatorzy poszli spać, ponieważ jutro to znaczy już dziś mieli trening o 9. Nie chciało mi się spać, więc postanowiłam pójść wziąć długa, relaksującą kąpiel.
*~*~*~*~*~*~*
W końcu napisałam, bo znalazłam mój zeszyt :D
Tak, tak..
Ominęłam dużo ważnych aspektów, ale ten najważniejszy : FC BARCELONA W POLSCE.
Oj tak.. To musiało być coś niesamowitego, jeśli ktoś był na stadionie. Niestety nie udało się w tym roku, ale nie ma co się martwić. Merche i ja mamy w planach jechać na 18-stkę do Barcelony ciekawe co z tego wyjdzie :D ( planujmy czy u mnie czy u Cb będziemy korzystać wtedy z Google maps.xd)
Dobra no to tyle...
Rozdział beznadziejny jak zawsze, więc nie zdziwię się, gdy nie będzie żadnego komentarza pod nim :)
-No nie ! Tylko kurwa nie to !- zaklęłam w głowie.
Na stołku przy stole siedział Sanchez. Chciałam się cofnąć i wrócić do pokoju, ale było za późno. Zauważył mnie:
- Dzień dobry.- przywitał mnie z uśmiechem.
- Cześć.- weszłam nieśmiało do pomieszczenia.
- No, no.
- Nie gap się. Myślałam, że jeszcze śpicie.
- Nie tłumacz się. Chyba będę codziennie wstawał wcześniej jak czekają na mnie takie widoki.
- Ale Ty jesteś głupi. - skomentowałam i poszłam do łazienki. Ubrałam sukienkę w kwiatki, sandałki + jakieś kolczyki i bransoletkę, którą dostałam od Geriego i Shak na 18-stkę i poszłam na śniadanko.
- Witam Cię przyjaciółko.- przywitał mnie obrońca.
- Hej.- dałam mu całusa w policzek.- Jakie zapachy!
- No młody zrobił swoje popisowe naleśniki.
-ON ?! On potrafi gotować ?!- dopytywałam zdziwiona tym co usłyszałam.
- W końcu we Włoszech musiałem sobie jakoś radzić.- wtrącił się.
- To co dziewczyna Ci nie pomagała?- spytała. Chłopaki popatrzyli na mnie jakbym powiedziała coś złego.- Co się gapicie ?! Mam coś na twarzy czy jak ?
- Nie masz nic. Usiądź i zjedz.- powiedział lekko zdenerwowany były gracz Udinese.
- OK.- usiadłam. No faktycznie były pyszne. Zjadłam dwa naleśniki z owocami i bitą śmietaną.- Dziękuję bardzo, były naprawdę pyszne.
- Spoko. Nie musisz się już podlizywać i tak musisz ugotować obiad.
- No to powiedzcie na co macie ochotę.- odpowiedziałam wkładając talerze do zmywarki.
Chłopaki zaczęli wymyślać potrawy z owoców morza. Ja jednak przystanęłam na prostym daniu, czyli potrawce z kurczaka z pieczarkami i groszkiem zielonym. Co się będę przemęczać. Poszłam do sklepu po potrzebne produkty. Wróciłam dopiero po godzinie, bo zahaczyłam jeszcze o cukiernię, w której byliśmy. Kupiłam kilka smakołyków.
- Hej. No nareszcie jesteś. Głodni jesteśmy.- skomentował mój wróg nr 1.
- Może byś mi pomógł, a nie stał.- no fakt. Trochę ważyły te reklamówki, które niosłam. Wziął je ode mnie i położył na stole w kuchni. - Dzięki.
- To za ile będzie obiad?
- Przecież dopiero było śniadanie !
- To było PÓŁTORA GODZINY TEMU !!- wykrzyczał.
-Dobra nie drzyj tego ryja. Do godziny.
- No dobra. Wytrzymam.
Wzięłam się za rozpakowywanie, a młody piłkarz poszedł do Geriego, z którym oglądali jakiś film. Po 10 minutach wzięłam się za gotowanie. Jak go przyrządzałam wam odpuszczę, bo chyba każdy wie, jak robi się sałatkę, obiera kartofle, bądź przyrządza sos.
- GOTOWE!- nie musiałam powtarzać dwa razy. Usiedli przy stole i zaczęli konsumować swoje gigantyczne porcję. - Ciekawa jestem jak wy zjecie deser jak teraz tyle zeżarliście.
- Co ? Jaki deser?- spytał "szeroki".
- No mam taki pyszny, ale to nic. Więcej dla mnie.
- Kto powiedział, że my go nie zjemy?
- Mother of God.- odniosłam talerz do zmywarki, a zaraz za mną Geri.
- Ostatni sprząta.- zarządził najwyższy z nas.
- Ej! Ja się tak nie bawię!-oburzył się Chilijczyk.
- Żebyś się nie rozpłakał. - i obydwoje poszliśmy do swoich pokoi.
Na zewnątrz było przepięknie. Postanowiłam nie marnować takiego dnia i wyjść na balkon. Wzięłam ze sobą komputer, aby sprawdzić czy nie ma dziewczyn na skypie. SĄ! Od razu do nich zadzwoniłam i zrelacjonowałam mecz i dzisiejszy dzień.
- Czyli z panem " mendą" jest już sztama?- zapytała Olga.
- Nie wiem. Chyba tak-wzruszyłam ramionami.
Rozmowę zakończyłyśmy po jakiejś godzince, ponieważ zadzwonił do mnie telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie mojego brata Michała->
- Halo.-odebrałam.
-Kopyta Ci walą. - odpowiedział jak zawsze na to słowo. Zaczęliśmy się śmiać.- Co tam siostrzyczko u Ciebie słychać? Jak po meczu?
- Genialnie ! Mówię Ci musisz w końcu przyjechać na mecz.
- Tak, zdaję sobie z tego sprawę. Widziałem Cię wczoraj.
- Co ? Gdzie niby?!
- W telewizorze. Pokazali Cię trzy albo cztery razy.
- Jaja sobie robisz?!
- No coś Ty. Naprawdę siedziałaś obok Afellaya, Bartry i Thiago i koło prezesa.
- Ale mnie zaskoczyłeś.
- Ale to nie koniec.
-Matko co jeszcze?!- nie wiedziałam czym mnie teraz zaskoczy.
- Komentator jak was pokazał zadał pytanie, na które nie otrzymał odpowiedzi, a to pytanie brzmiało; " Kim jest ta młoda pani? Może dziewczyna któregoś z piłkarzy Barcy? Miejmy nadzieję, że już niedługo się dowiemy. Po za tym widziana jest dosyć często na meczach Blaugrany z tego co podsłuchałem hiszpańskich komentatorów."
- Pierdole.- tylko na takie słowa było mnie stać.- To on na serio powiedział ?
- Tak. Właśnie Ci cytuję ze strony internetowej.
- Jakiej znowu strony ?!- spytałam wkurzona. Podał mi adres i zaczęłam ją przeglądać.- Matko Boska !- tam był cały artykuł o mnie i zdjęcie jak siedzę obok piłkarzy.- Ale jaja.
- Mam sławną siorkę.- powiedział z radością, którą można było usłyszeć w jego głosie.
- Ta.. Bardzo sławna. Poczekaj cytuję: " To dziewczyna Ibrahima? Bardzo możliwe. Widać na zdjęciach jak się do siebie uśmiechają. Mamy nadzieję, że dzięki niej szybko powróci w dobrym stylu na boisko."
- Nie denerwuj się. Przecież nic się nie stało, a o tym " kim jest ta pani" zapomną już jutro, więc co się przejmujesz.
- Oby Michaś, oby..
- Dobra Eu, ja już kończę. Zdzwonimy się jeszcze.
- No jasne. Dzięki za info. Pa.
- Pa młoda.- rozłączyłam się. Siedziałam i wpatrywałam się dalej w ten durny artykuł, który był beznadziejnie napisany. Nie wiedziałam czy jak wyjdę na ulicę to nie zaatakuje mnie facet z aparatem albo stado napalonych fanek Ibrahima. No, ale byłam na zakupach i tyle osób mnie widziało i jakoś nikt nie robił sensacji. Postanowiłam jednak pójść i o wszystkim opowiedzieć mojemu przyjacielowi. Wyszłam roztrzęsiona od siebie i wpadłam prawie na niego:
- Co się stało?- spytał.
Zaczęłam mu wszystko opowiadać, a on :
- Lala czym Ty się przejmujesz? Jutro już będą o kimś innym gadać. Takie jest show- biznes.
- Ale ja nie jestem sławna!
- Ty nie, lecz jak tak. I David, Alexis, Carles. Przecież jak Cię zobaczą w naszym towarzystwie to wiadomo, że poruszą niebo i ziemię żeby tylko dowiedzieć się kim jesteś. Na razie nie ma co rozpaczać i się martwić. Musimy jakoś to przetrwać Księżniczko.- przytulił mnie i pocałował w czubek głowy.
- Musimy.- otarłam łzy z policzków.
- Chodź zjemy sobie coś słodkiego. Słodycze to najlepsze lekarstwo.- skomentował.
- Ok. Zrobię kawę !
Tak jak myślałam piłkarze zjedli po podwójnej porcji, ponieważ jak to powiedział Alexis:
- Jedzenie jest naszym drugim hobby. Zaraz po piłce nożnej.
- Tak nie wątpię.
Dzień minął nam bardzo szybko. O koło 19-stej przyszedł do nas David i Carles. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy i tak do 1 w nocy. Chłopaki poszli od nas, a ja zaczęłam sprzątać, ponieważ nie lubiłam wstawać rano i psuć sobie humor przez bałagan. Kwadrans i było czysto. Moi lokatorzy poszli spać, ponieważ jutro to znaczy już dziś mieli trening o 9. Nie chciało mi się spać, więc postanowiłam pójść wziąć długa, relaksującą kąpiel.
*~*~*~*~*~*~*
W końcu napisałam, bo znalazłam mój zeszyt :D
Tak, tak..
Ominęłam dużo ważnych aspektów, ale ten najważniejszy : FC BARCELONA W POLSCE.
Oj tak.. To musiało być coś niesamowitego, jeśli ktoś był na stadionie. Niestety nie udało się w tym roku, ale nie ma co się martwić. Merche i ja mamy w planach jechać na 18-stkę do Barcelony ciekawe co z tego wyjdzie :D ( planujmy czy u mnie czy u Cb będziemy korzystać wtedy z Google maps.xd)
Dobra no to tyle...
Rozdział beznadziejny jak zawsze, więc nie zdziwię się, gdy nie będzie żadnego komentarza pod nim :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)