sobota, 21 września 2013

12. Rączka.

Dzień minął bardzo przyjemnie. Chłopaki zrobili szybko obiad, który tak samo szybko zniknął z ich talerzy. Cały wieczór spędziłam przed TV i komputerem, ale już o 22 położyłam się do łóżka, bo o 7:30 musiałam wstać. 
*~*~*~*~*
Wstałam punktualnie, gdy budzik zaczął dzwonić. Wyłączyłam go i poszłam do łazienki, gdzie odbyłam poranną toaletę i ubrałam się. Przed ósmą, zeszłam do kuchni by zrobić śniadanie. Dużego wyboru to nie
miałam. Postanowiłam zrobić jajecznicę. W czasie, gdy wrzucałam jajka na patelnię usłyszałam  kroki i po chwili zauważyłam Gerarda:
- Cześć kochana. Wyspałaś się ?- zapytał całując mnie w czubek głowy.
- Tak, i to bardzo dobrze mi się spało, a Tobie?
- Również.- nalał sobie kawy do filiżanki i usiadł przy stole.
- Głodny ? Zrobiłam jajecznicę.
- Jak wilk.- podałam mu talerz z posiłkiem i sama usiadłam obok. Zaczęliśmy sobie rozmawiać, gdy nagle do kuchni wpadł uśmiechnięty od ucha do ucha Alexis.
- Dzień dobry współlokatorzy.- przywitał się.
- Co mu? - skomentowałam jego dziwne zachowanie, a obrońca tak jak i ja nie wiedząc o co chodzi napastnikowi wzruszył ramionami. 
- Umm. Pyszności. - zachwalał jedzenie Sanchez.- A tak w ogóle.- zaczął mówić z pełną buzią.- Nie widzieliście moich różowych bokserek od Calvina Kleina? Wszędzie ich szukam i nie ma.
- Y noo.. - zaczął niepewnie Geri, który myślałam, że zaraz odleci.
- Chodzi Cię o całe mocno różowe bokserki z szarą gumką, na której napisane było Calvin Klein?- spytałam z kamienną twarzą, ale w środku cała skakałam ze śmiechu.
- No tak.- odpowiedział zaskoczony, że tak dobrze znam jego bieliznę.
- Widziałam. Jakaś laska je kupiła.- uśmiechnęłam się do niego.
- Co zrobiła?!- momentalnie zacisnął pięść ze złości i zauważyłam jak ze złości na czole pojawia mu się żyła.
- No kupiła. Tak samo jak twój podkoszulek granatowy z treningu, a jej koleżanki kupiły tk samo po majtkach i podkoszulku.
- Eulalio. Nie mówisz poważnie?
- Poważnie. Ja zawsze jestem poważna.- chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
- A dobrze przynajmniej na tym zarobiłaś ?
- I to jak ! 1800 ojro ! I to za parę szmat ! Nie rozumiem tych głupich lasek , które to kupiły, no ale przynajmniej mogę iść na zakupy.- wyszłam z kuchni, lecz usłyszałam jak piłkarz powiedział do mojego przyjaciela:
- Zabiję ! Po prostu ją kiedyś zatłukę.
- Taa. Jasne.- skomentowałam w myślach.
Poszłam do siebie po moją torbę treningową. Usłyszałam dzwonek do drzwi, a za chwilę głos Carlesa. Po chwili zeszłam na dół i przywitałam się z kapitanem. Zauważyłam, że David podjechał właśnie pod dom,
wybiegłam z mieszkania i rzuciłam się na napastnika, który otwierał właśnie bagażnik.
- Hee...ej!- odpowiedział bardzo zaskoczony moim przywitaniem.
- Cześć David.- pocałowałam go w policzek, a ten postawił mnie na ziemi.
- Jak będę miał zawsze takie przywitania to będę po was zawsze przyjeżdżał.- zażartował el Guaje.
- Nam to pasuje.- odpowiedział Loczek.
- Chłopaaki.- zaczęłam mówić bardzo uwodzicielskim głosem.- Mogę sobie usiąść z przodu ? Prooooszę!- zrobiłam oczka kota ze Shreka.
- No dobra.- odpowiedział Geri. Wsiedliśmy do auta.
- Z takim pilotem mógłbym jechać nawet na koniec świata.- powiedział i uśmiechnął się do mnie Villa.
- A ja z takim kierowcą na koniec świata, w ten i z powrotem.
- Ej no to powiem wam coś.- zaczął nie pewnie Geri.
- Co ? W ciąży jesteś?- zapytałam.
- Nie. Co ?! - zaczęliśmy się śmiać.- Chodzi o to, że Shak gra koncert w Lizbonie, a my mamy wolne no i chciałbym do niej jechać na weekend.
- No to jedź.- odpowiedziałam.
- Ale chodzi o to, że zostaniecie sami w domu, a boje się, że się pozabijacie.
- Czy ja Ci wyglądam na morderce piłkarzy?- popatrzyłam na niego z pod tzw. "byka".
- Przecież my się nią zajmiemy. Nic się nie bój. Lala będzie pod dobrymi rękami.- skomentował Villa.
- Właśnie miałem was o to prosić abyście się nią zaopiekowali.
- Będzie tatuś David i dziadziuś Carles.- odpowiedziałam. 
- Czemu ja mam być dziadkiem ?- zaprotestował kapitan.
- Bo jesteś ode mnie starszy.- wystawił mu język El Guaje.
- No dobra.- odpowiedział zrezygnowany. 
Po tej wymianie zdań, nagle nie wiem dlaczego moja ręka powędrowała na kark Davida. 
- Yyy.. czy wy... no wiecie. Coś ten tego ?-  zapytał lekko speszony sytuacją Geri.
- My?- popatrzyliśmy po sobie.- No coś Ty.- zaczęliśmy się śmiać.
- Przeszkadza Ci moja ręka?- zapytałam kierowcy.
- No coś Ty.
- To dobrze.
Po pięciu minutach po pokazaniu swoich identyfikatorów zaparkowaliśmy na parkingu podziemnym na stadionie i ruszyliśmy w stronę szatni.

*~*~*~*~*
No to proszę bardzo rozdział !
Do dupy, krótki i jeszcze raz do dupy..
No niestety szkoła się zaczęła i będę miała mniej czasu na wpisy, ale postaram się, aby następny rozdział dodać jak najszybciej ! OBIECUJĘ !